We Włocławku zwalniali przed świętami

W czwartek Anwil Włocławek zagra z Energą Czarnymi Słupsk w meczu 17. kolejki Tauron Basket Ligi i z racji tego, że ten mecz odbędzie się zaledwie dwa dni przed Wigilią Świąt Bożego Narodzenia, powody do zmartwień powinien mieć trener Emir Mutapcić. W przeszłości wielokrotnie zdarzało się, że włodarze włocławskiego klubu zwalniali szkoleniowców w przededniu świąt. Oczywiście w przypadku porażek.

W tym artykule dowiesz się o:

Anwil Włocławek nie ma ostatnio dobrej passy. Podopieczni Emira Mutapcicia wygrali co prawda dwa mecze, ale były to starcia ze słabeuszami ligi: AZS Politechniką Warszawską i ŁKS Łódź. Wcześniej jednak włocławianie na własne życzenie przegrali z Siarką Jezioro Tarnobrzeg, pozwolili zmiażdżyć się w Zgorzelcu, zaś w minionej kolejce okazali się o klasę gorsi od Trefla Sopot.

To wszystko sprawiło, że krzesło pod bośniackim trenerem staje się coraz bardziej gorące i nie chodzi tutaj tylko o cztery porażki w siedmiu ostatnich meczach, ale o styl, jaki prezentuje zespół. Zwłaszcza styl defensywy, bo o ile w pierwszych siedmiu meczach sezonu Anwil tracił średnio 72,5 punktu, czego tak naprawdę już wtedy nie można było uznać chociażby za dobry wynik, to w ostatnich siedmiu spotkaniach wskaźnik ten urósł do zatrważających 83 oczek! Doszło do tego, że po ostatniej porażce w Sopocie obrona zespołu została skrytykowana na łamach oficjalnej strony klubowej: "Choć przed meczem z Treflem trener zapowiadał, że Anwil ciężko pracuje nad obroną, to wydarzenia w Ergo Arenie pokazały coś zupełnie odwrotnego" oraz "(...) o tyle od defensywy ćwiczonej już niemal pięć miesięcy można wymagać więcej" - pisano w relacji z tamtego spotkania.

Czy, w przypadku porażki z Energą Czarnymi Słupsk, może zatem dojść we Włocławku do zmiany warty? Tego jednoznacznie nie da się stwierdzić z bardzo prostej przyczyny. W Hali Mistrzów liczą, że drużyna Bośniaka mimo wszystko podniesie się po ostatniej wpadce i zmaże plamę na honorze, wygrywając jednocześnie w dobrym stylu. Faktem jest jednak, że pozycja Mutapcicia nie jest już taka pewna jak na początku sezonu, a włocławscy działacze w ostatnich latach wyraźnie nawykli do rozstawania się z tymi, którzy nie spełniają oczekiwań, właśnie w okresie okołoświątecznym.

Przed trenerem z Bośni i Hercegowiny funkcję pierwszego szkoleniowca pełnił Igor Griszczuk, a jeszcze przed nim - Zmago Sagadin. Obaj rzeczywiście nie dotrwali do Świąt Bożego Narodzenia, choć pracę stracili nieco wcześniej (Białorusin z polskim paszportem na początku grudnia, a Słoweniec jeszcze w październiku).

W zupełnie innej sytuacji znalazł się jednak kilka lat temu David Dedek, który po przegranej 74:87 z Kotwicą Kołobrzeg (była to trzecia porażka w grudniu) 22 grudnia 2006 roku, w święta jeszcze spokojnie jadł kolację z bliskimi, by dzień po nich, dokładnie 27 grudnia, odebrać w siedzibie klubu wypowiedzenie umowy z możliwością zachowania posady drugiego trenera. Słoweniec z tej możliwości nie skorzystał, a następnie odnalazł swoje miejsce w Trójmieście.

Do najgłośniejszego przypadku zwolnienia doszło dokładnie pięć lat i jeden dzień przed przypadkiem Dedka, gdy na trzy dni przed świętami w sezonie 2001/2002, Anwil Włocławek mierzył się z Notecią Inowrocław. Ówczesny trener Stevan Tot już od dłuższego czasu nie umiał wykorzystać potencjału zespołu, który sam stworzył kilka miesięcy wcześniej (m.in. Ed O’Bannon, Aleksander Koul czy Jeff Nordgaard), ale nikt nie spodziewał się przedświątecznej klęski ze zdecydowanie słabszym rywalem. Tymczasem Noteć pokonała Anwil 90:81, a 50 punktów zdobył niezapomniany Alex Austin. Fani zgotowali Amerykaninowi owację na stojąco, ekipę gospodarzy wygwizdali, zaś kierownictwo klubu jeszcze przed Wigilią podziękowało Serbowi za współpracę. Jego miejsce zajął Aco Petrović.

Przed Totem natomiast włocławski klub prowadził Daniel Jusup, który zastąpił Eugeniusza Kijewskiego w, jakże by inaczej, okresie świątecznym. Polski szkoleniowiec od początku sezonu 1999/2000 miał problemy ze zmotywowaniem i zdyscyplinowaniem swoich koszykarzy a czarę goryczy przelała porażka w Szczecinie z tamtejszym PKK, które później zajęło ostatnie miejsce w lidze. Tacy gracze jak Oleg Juszkin czy Gennadij Uspienski zdobyli wówczas łącznie 45 oczek, szczecinianie wygrali 99:87, a Kijewskiemu nie pomogło nawet to, że tydzień wcześniej pokonał Zepter Śląsk Wrocław.

Warto dodać, że w minionej dekadzie był jeden trener, który choć nie zdołał wygrać przedświątecznego spotkania, to jednak zachował swoją posadę. Mowa oczywiście o szanowanym na Kujawach po dziś dzień Andreju Urlepie, a wspomniana sytuacja miała miejsce w sezonie 2005/2006, czyli tym, który włocławianie zaczęli od serii czterech porażek z rzędu. Ostatecznie wyszli jednak na prostą, wygrali siedem z ośmiu kolejnych gier i gdy wydawało się, że zamkną rok 2005 sukcesem, niespodziewanie zwycięstwo z Hali Mistrzów wywiozła ekipa Azotów Unii Tarnów (z takim tuzami w składzie jak Chaz Carr czy Greg Morgan...), wygrywając 91:76. I choć po tamtym meczu kibice domagali się głowy Słoweńca, kierownictwo klubu powściągnęło emocje i jak się okazało - słusznie. Anwil zakończył sezon ze srebrnym medalem.

Źródło artykułu: