Siarkowcy w poniedziałkowym boju praktycznie przez całe zawody musieli gonić wynik. Zastalowi przez trzy kwarty nie udało się odskoczyć. Dopiero w ostatniej części spotkania ekipa z Winnego Grodu osiągnęła przewagę, której już nie oddała. - Zastal to bardzo dobra ekipa. Pokazali nam jak się gra w spotkaniu w Zielonej Górze. Wiedzieliśmy, że to będzie bardzo trudny mecz. Nie można mówić, że byłem negatywnie nastawiony do tych zawodów, ale zdawałem sobie sprawę, że będzie to dla nas ciężki pojedynek. Naszą przewagą był jedynie parkiet. Dobrze nam się gra w Tarnobrzegu, wygraliśmy ostatnich kilka gier i do przerwy myślałem, że może uda nam się wygrać - powiedział skrzydłowy Siarki Marek Piechowicz.
Wśród graczy z Tarnobrzega nie było prawdziwego lidera. Zastal w swoich szeregach ma Waltera Hodge, którego mocno wspierają inni. Tym razem w Siarce zabrakło takiego wsparcia. - Wydaję mi się, że generalnie w ekstraklasie większość drużyn ma pięciu, sześciu zawodników dobrych. Cały czas piszą w internecie itd., że Polacy nie dołożyli swojej cegiełki. Ale to np. u nas jest tak, że czołowymi rozgrywającymi, osobami, które kozłują są amerykańscy zawodnicy i to od nich zależy czy dostaniemy piłkę czy nie dostaniemy tej piłki. Jeśli polski zawodnik, jak ja np. nie dostanę piłki, to nie mogę nic z tą piłką zrobić. Więc to nie jest tak. Może trenerzy bardziej ufają zagranicznym zawodnikom? Wydaje mi się, że polscy zawodnicy nie odstają bardzo od amerykańskich - dodał Piechowicz.
Być może przeszkodą w osiągnięciu korzystnego rezultatu była zbyt indywidualna gra amerykańskich zawodników Siarki. Powtórzyła się więc sytuacja z początku rozgrywek, kiedy to właśnie zawodnicy z USA popisywali się indywidualnymi zagraniami i nie dostrzegali dobrze dysponowanych polskich graczy. - Wydaje mi się, że w drugiej połowie nasi amerykańscy gracze zaczęli grać zbyt indywidualnie. Zbyt dużo było takich akcji na pick and rollu i Zastal był na to przygotowany. Wydaje mi się, że w momencie kiedy wykorzystujemy całą gamę naszych zagrywek, tak jak to było w pierwszej połowie, to wtedy trudno jest dobrze przykryć. Wśród gości co chwilę trafiał ktoś inny, a u nas cały czas było to samo. Takie jest moje zdanie - kontynuuje.
Ekipa z Podkarpacia tym razem była słabo dysponowana w rzutach z półdystansu i w walce pod koszem. Siarkowcy próbowali się ratować rzutami za trzy punkty, ale w pewnym momencie coś się zacięło i trójki nie wpadały już tak często. Problem w grze jeden na jeden i dużo niecelnych rzutów oddawanych pod presją spowodowały, że Zastal odjechał gospodarzom w ostatniej kwarcie i wygrał mecz. - Trzeba przyznać, że te trójki trochę ratowały nam skórkę. Zastal również jednak potrafił wykorzystać ten element gry. Marcin Sroka rzucił trzy takie trójki, w których dwukrotnie praktycznie trzymałem rękę na piłce, a raz na jego twarzy. Nasi rywale po prostu trafiali z bardzo różnych pozycji - zakończył Marek Piechowicz.