Gortat na pewno godzien All-Star Game?

Pamiętam jeszcze czasy, gdy pierwszym Polakiem w NBA miał być Dominik Tomczyk, którego kariera w połowie lat 90-tych nabrała rozpędu. Dla wielu kibiców jestem więc nikim innym, jak dziennikarskim dinozaurem. Pamiętam również, gdy podczas święta All-Star Game podziwiałem Hakeema Olajuwona, Dikembe Mutombo czy Detlefa Schrempfa. I kompletnie nie rozumiem dlaczego miałbym teraz zagłosować na Marcina Gortata.

W tym artykule dowiesz się o:

Różnego rodzaju media, powołując się na przykład Roberta Lewandowskiego, który w dużej mierze głosami polskich kibiców został wybrany najlepszym piłkarzem Bundesligi, starają się obecnie zachęcić fanów koszykówki by głosując na gwiazdy do All-Star Weekend NBA, jeden ze swoich wyborów poświęcili Marcinowi Gortatowi. Przepraszam, nie skorzystam. I nie staje okoniem wobec polskiego centra, ale wobec promocji w danym kontekście.

Oczywiście niektórym czytelnikom wystarczy przeczytanie samego wprowadzenia, a nawet tytułu by mnie znienawidzić, bo mam wrażenie, że dla części kibiców Marcin Gortat jest niczym święta ikona. Środkowy Phoenix Suns to wręcz bajkowy przykład jak to dzięki ciężkiej pracy i odrobinie szczęścia można sięgnąć swoich marzeń, a my, Polacy, kochamy marzenia, kochamy je spełniać i potrafimy wyciągnąć na piedestał jednostki, którym się udało (jak i również strącić je szybko w obliczu niepowodzenia). Niemniej uważam, że można być fanem Gortata, kibicować mu w każdym kolejnym meczu, ale, oddając cesarzowi co cesarskie, nie zagłosować na niego do Meczu Gwiazd NBA. Dlaczego?

Argument 1 - naginanie rzeczywistości. Pamiętacie jak Dawid Witos został wybrany do Meczu Gwiazd PLK? Oczywiście, skala w przypadku tego porównania jest zupełnie inna, ale mechanizm ten sam. Przecież w 2007 roku tylko skrzyknięcie się dziesiątek kibiców koszalińskiego AZS pozwoliło wówczas 24-letniemu obrońcy zagrać w Meczu Gwiazd i to w pierwszej piątce! Warto wspomnieć, że w tamtym sezonie Witos notował przeciętnie nieco ponad dziewięć oczek w każdym spotkaniu, a jednak pojawił się we Wrocławiu kosztem chociażby Christiana Dalmau czy Davida Mossa. Innymi słowy, Witos w tamtym sezonie żadną gwiazdą nie był i właściwie o to miano nigdy nawet się nie otarł. A jednak wybrano go by uczestniczył w święcie koszykówki w roli gracza z najwyższej krajowej półki. Czy naprawdę chcemy tego samego w kontekście Marcina Gortata? Polskiemu środkowemu daleko do miana gwiazdy NBA, ba, daleko nawet do miana gwiazdy Pheonix Suns, wszak numerem jeden w Arizonie nadal jest Steve Nash.

Argument 2 - Nie ma innych kandydatów? Matematyka jest nieubłagana. Jeden Marcin Gortat w meczu gwiazd All-Star Weekend to jeden zawodnik innej drużyny mniej. Po odrzuceniu tych koszykarzy, których zespoły są niżej w tabeli niż Gortatowe "Słońca", a także, żeby oddać polskiemu środkowemu sprawiedliwość, po odrzuceniu tych, których statystyki nie powalają na kolana, sprawa staje się jasna. Zamiast Polaka w Orlando powinien zagrać ktoś z grona: Andrew Bynum, Pau Gasol, Al Jefferson czy DeAndre Jordan. Dużym nietaktem byłby wybór Gortata do meczu kosztem któregoś z tych koszykarzy tylko ze względu na koalicję polskich kibiców.

Argument 3 - Europejski top w NBA? Dla zwolenników coraz większej liczby obcokrajowców w najsilniejszej lidze świata statystyka jest coraz bardziej zadowalająca. Z roku na rok NBA otwiera drzwi dla kolejnych graczy z Europy, Ameryki Południowej czy Azji, a w perspektywie kilkunastu ostatnich lat liczba ta wzrosła czterokrotnie. Jednakże tylko garstce udało się wziąć udział w All-Star Weekend: w ostatnim dwudziestoleciu (a więc w czasie, gdy zanotowano największy wzrost) kibice bądź trenerzy wybrali: Detlefa Schrempfa, Dikembe Mutombo, Hakeema Olajuwona, Vlade Divaca, Peję Stojakovicia, Dirka Nowitzkiego, Zydrunasa Ilgauskasa, Yao Minga, Andreja Kirilenkę, Mehmeta Okura, Tony’ego Parkera, Pau Gasola, Manu Ginobiliego czy wspomnianego Nasha. Czy naprawdę my w Polsce mamy potrzebę rościć sobie prawo by Marcina Gortata stawiać obok nich? Mimo całej sympatii dla naszego rodaka, i szacunku za to, co dotychczas osiągnął, nie uważam by to było rozsądnym wyborem.

Antycypując to, co z pewnością nieuchronne, chciałbym zapewnić, że "jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań", jak czytamy w jednym z utworów Adama Nowaka. Nie uważam jednak, że jako Polak mam prawo niezasadnie włączać się w ogólną promocję mojego rodaka tylko dlatego, że urodził się w granicach tego samego państwa, sto kilometrów dalej. Narodowość nie ma tu nic do rzeczy, a kwestią, którą powinniśmy się kierować są tylko umiejętności i ranga koszykarza. Kiedy te pierwsze pozwolą Marcinowi przebić się do ścisłego grona najlepszych centrów ligi, wówczas zagłosuję na niego z wielką radością. I dumą.

Źródło artykułu: