Pozyskanie Derona Williamsa, rewelacyjnego rozgrywającego, jednego z koszykarzy mogących służyć za definiens tej pozycji w NBA, miało być pierwszym krokiem do budowy potęgi nowych Brooklyn Nets. W wymianie, która była jednym z największych zaskoczeń okresu trade deadline niemal dokładnie rok temu, kierownictwo oddało Devina Harrisa, występującego na tej samej pozycji, co Williams, choć grającego zupełnie inaczej, do Utah Jazz. W tamtej wymianie oddany został także perspektywiczny Derrick Favors.
Ten manewr wyczyścił miejsce w puli kontraktów na sprowadzenie do Nets jeszcze jednej gwiazdy, mającej skłonić Derona Williamsa do pozostania w klubie - wszak gracz rodem z West Virginii może wykorzystać klauzulę i odejść już tego lata. Zbiegłoby się to z przeprowadzką Nets na Brooklyn, na co zarząd nie chce pozwolić. Stąd wizja walki o "tego drugiego". Jest nim Dwight Howard.
Połączenie ich sił wydaje się rozsądnym pomysłem. Na zdrowy rozum pasują do siebie idealnie - wzorowy rozgrywający i najlepszy środkowy. Taki duet gwarantuje bardzo wysokim poziom. Stąd batalia Nets o sprowadzenie "DH12". Ich pula na kontrakty pomieści dwie maksymalne umowy, więc już tej zimy mówiło się o tym, że bardzo intensywnie podejmują wysiłki mające na celu wygranie walki o Howarda. Nic takiego nie miało miejsca, "Superman" jest nadal w Orlando, ale zbliża się trade deadline, czyli ostatni okres, w którym Magic mogą coś ugrać na swoim centrze.
Tutaj zaczyna się jednak znane już z kilku poprzednich sezonów przejmowanie sterów przez zawodników. Howard naciska na odejście z Magic, natomiast z drugiej strony...Deron Williams, jak dowiedział się Chriss Broussard z ESPN, uzależnia swoje pozostanie na Brooklynie tylko pod warunkiem pozyskania Dwighta. W zeszłym roku podobną politykę wobec Denver Nuggets zastosował Carmelo Anthony. Skończyło się wtedy na przenosinach do New York Knicks. Czy dokładnie rok później to samo połączenie lotnicze będzie rezerwował Howard?