Konrad Wysocki: Nas John nie zaskoczył

John Edwards rzucał punkty, Ronald Moore kreował grę i walczył na tablicach a Konrad Wysocki dbał o to, by każda bezpańska piłka stawała się łupem PGE Turowa Zgorzelec, sam wykorzystywał pomyłki Anwilu Włocławek, a także rozdawał łokcie na lewo i prawo, a wszystko po to by Turów wygrał hitowy mecz 23. kolejki Tauron Basket Ligi.

- Mało było w tym sezonie spotkań, który byłyby aż tak ciężkie i wymagające. Jednakże doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że to będzie twardy mecz. Dlatego bardzo się cieszymy, że udało nam się pokonać Anwil, tym bardziej, iż dokonaliśmy tego w hali rywala - tymi słowami rozpoczął swoją wypowiedź Konrad Wysocki, kapitan PGE Turowa Zgorzelec, kilka minut po ostatniej syrenie w Hali Mistrzów.

Już początek spotkania zapowiadał szczęśliwe zakończenie dla PGE Turowa. Podopieczni Jacka Winnickiego rozpoczęli te zawody od bardzo wysokiego "c", gdyż już po kilku minutach prowadzili 16:5, a w połowie drugiej kwarty - 27:14. Bardzo dobrze grał John Edwards, który wykorzystywał swoje gabaryty pod koszem. - Graliśmy naprawdę nieźle. Wychodziło nam niemalże wszystko i wydaje się, że Anwil nie był przygotowany na tak skuteczną grę Johna. On pojawił się w tym spotkaniu trochę jako facet znikąd i zrobił tę różnicę - powiedział Wysocki.

Edwards w dotychczasowych 14 spotkaniach notował przeciętnie sześć punktów, spędzając na parkiecie około 10 minut. Tymczasem we Włocławku już po dziesięciu minutach miał na koncie 12 oczek, robiąc znakomity użytek ze swoich 215 cm wzrostu. W kolejnych partiach meczu dodał jeszcze 10 punktów, w tym cztery w kluczowym momencie spotkania - gdy Anwil prowadził 65:61 na około trzy minuty przed końcem. - Dla nas to nie było zaskoczenie, bo wiemy co John prezentuje na treningach. On jest takim typem zawodnika, że jeśli dostanie dobre podanie pod koszem, to w dziewięciu na 10 przypadków umieści piłkę w koszu - skomentował występ swojego kolegi Wysocki.

Pomimo wysokiego prowadzenia, zgorzelczanie nie potrafili utrzymać swojej przewagi i jeszcze przed przerwą Anwil odrobił wszystkie straty. Do przerwy obie drużyny remisowały 39:39 i od tego momentu rozpoczęła się prawdziwa walka kosz za kosz. - Niestety kiedy wydawało się, że możemy odskoczyć, dostaliśmy dwie trójki, kilka punktów z kontry, parę akcji dwa plus jeden i mecz zaczął się od nowa - ocenił kapitan ekipy z przygranicznego miasta.

Kiedy Ronald Moore trafił dwa rzuty wolne na 20 sekund przed końcem, PGE Turów prowadził 69:67 i wydawało się, że nie dopuści do tego, by w ostatniej akcji spotkania Anwil zdobył punkty. Największym sprytem popisał się jednak Dardan Berisha, który trafił za dwa po wejściu na kosz. - Oczywiście, liczyliśmy, że uda się nam zakończyć sprawę jeszcze w czwartej kwarcie, ale nie byliśmy pewni niczego. Tak naprawdę to uwierzyłem, że ten mecz jest nasz, gdy DJ przymierzył dwa osobiste i mieliśmy pięć punktów przewagi - powiedział Wysocki, mając na myśli ostatnią akcję meczu i swojego kolegę z zespołu - Davida Jacksona.

Amerykanin wykazał się wielkimi umiejętnościami także kilkadziesiąt sekund wcześniej. Przy stanie 76:80 dla Turowa piłkę w kontrze otrzymał Krzysztof Szubarga i wydawało się, że Anwil zbliży się na dwa punkty. Tymczasem jakby spod ziemi wyrósł Jackson i fantastycznym blokiem odebrał nadzieję włocławianom. Będąc faulowany dwukrotnie, rzutami wolnymi ustalił wynik spotkania.

- Z jednej strony to był bardzo ciężki mecz dla nas, ale bardzo dobry dla fanów. Myślę, że kibice obejrzeli znakomite widowisko, bo spotkały się ze sobą dwie bardzo dobre drużyny. Było kilka efektownych akcji w ataku, celne rzuty z daleka oraz obrona, wyjątkowa z obu stron. Typowy mecz walki - powiedział Wysocki, który dzielnie wspierał liderów: Edwardsa (22 punkty), Jacksona i Daniela Kickerta (obaj po 16). W ciągu 39 minut rzucił 11 punktów, miał pięć zbiórek, cztery faule wymuszone i trzy asysty. - Statystyki się nie liczą, liczy się to, żebyśmy byli liderami przed kolejną fazą sezonu. To zwycięstwo przybliża nas do tego celu - zakończył Wysocki.

Źródło artykułu: