We wtorek rano portorykańska drużyna Mets de Guaynabo ogłosiła, że podpisała kontrakt z Chrisem Burgessem. Dla kibiców w Sopocie informacja ta był swego rodzaju szokiem, wszak w ostatnich dniach koszykarz normalnie trenował z zespołem pod okiem Karlisa Muiznieksa i przygotowywał się do bardzo ważnego spotkania z Zastalem Zielona Góra. W meczu tym jednak nie zagrał.
- Klub i ja wspólnie doszliśmy do porozumienia, że najlepszą decyzją dla obu stron będzie rozwiązanie obowiązującej umowy. O przyczynach nie chcę mówić, powiem tylko tyle, że nie wiodło mi się specjalnie dobrze w Treflu, o czym wszyscy kibice koszykówki wiedzą. Życzę drużynie z Sopotu wszystkiego dobrego i opuszczam ten klub z szacunkiem wobec wszystkich trenerów, zawodników i kibiców - powiedział Burgess, uchylając nieco rąbka tajemnicy na temat swojego odejścia.
W trakcie lata transferowego Burgess przychodził do Sopotu w glorii jednego z najlepszych zawodników na swojej pozycji w Polsce. Wcześniej reprezentował barwy Zastalu Zielona Góra i nie dość, że był pierwszoplanową postacią swojego zespołu (notował przeciętnie 13,6 punktu i 9,4 zbiórki) to jeszcze gwiazdą całej ligi. Miał być graczem pierwszej piątki, ale rzeczywistość okazała się brutalna. Amerykaninowi od początku wiodło się słabiej - rzadziej zaczynał mecze w wyjściowym zestawieniu, oddając to miejsce Johnowi Turkowi. - John to kawał zawodnika. Jest doświadczony, ograny w wielu ligach i uważam, że walczyliśmy o miejsce w pierwszej piątce na zdrowych zasadach. Raz ja znajdowałem uznanie trenera, raz on, ale nigdy nie było między nami waśni. Życzę mu wszystkiego najlepszego - wyznał Burgess.
Choć Amerykanin nie powie złego słowa na swojego rodaka (wszak parkiet weryfikował wszystko na korzyść tego drugiego), to jednak trzeba przyznać, że przegrane miejsce w pierwszej piątce na pewno ubodło ego 33-letniego zawodnika. - Każdy koszykarz liczy na to, że będzie zaczynał mecze na parkiecie, a nie na ławce. I każdy chce grać jak najdłużej, a także brać udział w końcówkach spotkań. Teraz przenoszę się do Portoryko i liczę na kilka miesięcy dobrej gry na wysokim poziomie - zakończył Burgess.
Do portorykańskiego zespołu Mets de Guaynabo środkowy dołączy na początku lutego, ale z sopockim Treflem pożegnał się już teraz. Bez niego, sopocianie wygrali jednak z Zastalem Zielona Góra 84:67. Co ciekawe, w ekipie Metsów koszykarz spotka się z innym graczem znanym z występów w Polsce, Jamesem May’em, były zawodnikiem PBG Basketu Poznań i wspomnianego wyżej Zastalu.
Amerykański center zagrał w Treflu 20 meczów, notując przeciętnie 6,2 punktu i 8 zbiórek w każdym z nich.
Chris Burgess: W Treflu nie wiodło mi się dobrze
Chris Burgess nie jest już zawodnikiem Trefla Sopot - obie strony parafowały rozwiązanie kontraktu za porozumieniem stron. Co ciekawe, koszykarz nie pozostawał długo bezrobotnym - podpisał już umowę w Portoryko. Portalowi SportoweFakty.pl opowiada o kulisach rozstania.