Bez żadnych problemów - relacja z meczu Trefl Sopot - Zastal Zielona Góra

Koszykarze Trefla Sopot łatwo rozprawili się z Zastalem Zielona Góra, wygrywając 84:67. Tylko na samym początku goście prowadzili, ale z biegiem czasu nie potrafili stawić czoła lepiej dysponowanym sopocianom.

Wtorkowe spotkanie pomiędzy Treflem Sopot a Zastalem Zielona Góra zapowiadało się bardzo ekscytująco. Goście cały czas walczą bowiem o miejsce w pierwszej piątce na koniec sezonu zasadniczego. W drużynie Mihailo Uvalina w tym meczu zadebiutował nowy podkoszowy - Pervis Pasco. Z kolei w Treflu Sopot zabrakło Chrisa Burgessa, który przeniósł się do ligi portorykańskiej.

Sopocianie zdawali sobie sprawę z tego, że czeka ich ciężkie zadanie. - Na pewno grę napędza Walter Hodge i będzie najważniejszym ogniwem do zatrzymania w tym meczu. Mają również jedną z lepszych rotacji Polaków w lidze. Znamy ich dobre i złe strony i musimy realizować założenia trenera - mówił przed Adam Waczyński, zawodnik sopockiego Trefla.

Niespodziewanie w pierwszej piątce zielonogórzan pojawił się Filip Matczak, który do tej pory rzadko pojawiał się na parkiecie. Zdecydowanie lepiej rozpoczęli to spotkanie gracze Uvalina, którzy po trzech minutach prowadzili 11:2, z czego sześć punktów zdobył Kamil Chanas. Gospodarze razili przede wszystkim nieskutecznością, w dodatku słabo grali w obronie.

Z biegiem czasu obraz gry się nie zmieniał, stroną dominującą byli goście z Winnego Grodu. Ich ataki napędzał Walter Hodge, który z łatwością ogrywał sopocką obronę. Gospodarze nieco zmniejszyli nieco straty za sprawą Filipa Dylewicza, który był skuteczny pod koszem.

W ekipie Karlisa Muiznieksa bardzo dobrze radził sobie Adam Waczyński, który nie dość, że efektownie kończył swoje akcje, to jeszcze skutecznie obsługiwał swoich kolegów. Gospodarze mimo, że przegrywali ponad dziesięcioma punktami, to na koniec pierwszej kwarty prowadzili 20:19.

Zawodnicy z Trójmiasta z każdą kolejną minutą grali coraz lepiej. Wyprowadzali szybkie kontrataki, na które goście z Zielonej Góry nie potrafili znaleźć skutecznej recepty. W połowie drugiej kwarty, sopocianie osiągnęli najwyższe, dziesięciopunktowe prowadzenie(33:23). Świetnie lukę po Burgessie wypełnił Marcin Stefański, który był nie do zatrzymania pod koszem.

Trzeba stwierdzić, że mecz był bardzo rwany. Raz lepiej prezentowali się sopocianie, z kolei później lepsze chwile notowali goście z Zielonej Góry. Do przerwy na tablicy świetlnej widniał wynik 42:33 dla Trefla Sopot.

Trzecia kwarta świetnie rozpoczęła się dla sopocian, którzy szybko odskoczyli na siedemnaście punktów przewagi. Gospodarze z wielką swobodą rozgrywali swoje akcje, w dodatku znacznie poprawili obronę. Bardzo dobrze w ekipie Muiznieksa radził sobie Dylewicz, który co chwilę dziurawił kosz Zastalu. Na koniec trzeciej kwarty było już dwadzieścia punktów przewagi(69:49). - Zaczęliśmy słabo to spotkanie. Mieliśmy spore problemy w ataku i obronie. Zastal grał jednak bardzo dobrze. Z każdą kolejną minutą nabieraliśmy pewności siebie, co przyczyniło się do ostatecznego zwycięstwa. Mimo, że wygraliśmy dwudziestoma punktami to nie było to łatwe spotkanie - podsumował trener Muiznieks.

Mimo początkowych kłopotów, sopocianie łatwo poradzili sobie z Zastalem Zielona Góra. Goście co prawda do ostatnich minut walczyli ambitnie, ale nie potrafili sprostać lepiej dysponowanym gospodarzom.

Trefl Sopot - Zastal Zielona Góra 84:67 (20:19, 22:14, 27:16, 15:18)

Trefl: Dylewicz 22, Turek 17, Koszarek 13, Wiśniewski 12, Stefański 10, Waczyński 9, Mallett 1, Cummings 0, Szymkiewicz 0.

Zastal: Hodge 13, Flieger 10, Archibeque 10, Chanas 9, Pasco 9, Mirković 8, Stelmach 8, Dłoniak 0, Matczak 0, Sroka 0.

Źródło artykułu: