W miniony weekend mistrzynie Polski swoją formę miały okazję sprawdzić na tle przedostatniego w ligowej tabeli MUKS-u Poznań. I choć ekipę z Wielkopolski trudno było uznać za równorzędnego rywala, to jednak zdobycie przez Wiślaczki 95 punktów mogło dać przynajmniej minimalne powody to radości. - W jakimś stopniu na pewno. Generalnie rzecz biorąc w ataku nie miałyśmy jakichś trudności i stąd też tak wysoki jak na kobiecą koszykówkę wynik. Trochę zastrzeżeń można mieć natomiast do obrony, gdzie nie zawsze grałyśmy na sto procent, ale nie ma sensu zbyt narzekać. Ważne, że oprócz samej wygranej, w naszym zespole obyło się bez kontuzji, a także każda z zawodniczek dostała szansę występu, co nie zawsze się zdarza - ocenia rozgrywająca Białej Gwiazdy.
To, że wszystkie koszykarki mogły zagrać przynajmniej kilka minut z pewnością zaprocentuje na korzyść podopiecznych trenera Jose Ignacio Hernandeza. Szczególnie dzieje się tak teraz, kiedy wciąż brakuje Erin Phillips oraz Katarzyny Krężel i ktoś po prostu musi je zastąpić. Pewien niepokój natomiast wciąż budzą słabsze momenty gry, które Wisła notuje w niemal każdym spotkaniu. - Musimy w końcu zdać sobie sprawę, że nasza gra zaczyna się od defensywy. Nie ma innej rady. Żadna z nas w trakcie rywalizacji nie może odpuszczać w tej formacji. Obecnie wygląda to tak, że są fragmenty, gdy każda z zawodniczek jest w pełni skoncentrowana, a potem następuje rozluźnienie i całe starania biorą w łeb - analizuje reprezentantka Polski.
Nie da się ukryć, że właśnie ostatnie dwa euroligowe starcia ukazały braki w tym względzie. Zresztą ich końcowe rezultaty mówiły samo za siebie. - Rzeczywiście tak to można odbierać. Faktem jest jednak, że sporą rolę odegrały też inne czynniki, jak kontuzje, które wyeliminowały dwie podstawowe zawodniczki czy liczne podróże. Zważywszy na to, że miałyśmy serię czterech spotkań na wyjeździe nie powinno dziwić, że odczuwamy zmęczenie. Zapewniam, że te przejazdy są jeszcze gorsze niż same mecze. Teraz na szczęście przez pewien czas zostajemy w Krakowie i to na pewno okaże się pomocne - z nadzieją twierdzi Pawlak.
Czy zatem w konfrontacji z Chorwatkami team ze stolicy Małopolski w końcu zaprezentuje się tak jak można by tego oczekiwać? - Teraz rozpoczyna się nieco bardziej korzystny dla nas okres. Nie dość, że nie będziemy musiały nigdzie wyjeżdżać to jeszcze do treningów z nami wraca Erin Phillips, co pozwala wiązać nadzieję, że w najbliższych kilkunastu dniach powróci do pełni formy. To wszystko pozwala nam myśleć optymistycznie i wybiegając nieco w przyszłość sądzę, iż na najważniejszą fazę sezonu będziemy już w optymalnej dyspozycji - ostrożnie przewiduje 27-letnia koszykarka.
W kwestii dalszych zmagań w europejskich pucharach warto nadmienić, że na chwilę obecną los kojarzy Wiślaczki z francuskim Bourges Basket. Tego przeciwnika krakowianki na pewno są w stanie pokonać, ale warunkiem niezbędnym, aby to się stało jest właśnie solidna postawa przez pełne 40 minut. - Zdajemy sobie z tego sprawę i wszelkie braki musimy jak najszybciej zniwelować. A jeśli chodzi o następną rundę to powiem szczerze, że staramy się nie kalkulować i rozmyślać na temat tego z kim się zmierzymy. Prostu czekamy na naszego przeciwnika i mamy jednocześnie świadomość, iż przewaga parkietu jest po naszej stronie. To jest w tym momencie najważniejsze. A czy zagramy z Francuzkami czy z zespołem z Pragi to mniej istotne. My bowiem, z każdym rywalem podejmiemy walkę - z pewnością siebie kończy pochodząca z Łodzi zawodniczka.
Paulina Pawlak: Gra zaczyna się od obrony
W najbliższą środę rozegrana zostanie ostatnia kolejka fazy grupowej Euroligi. Krakowianki, które ostatnio zanotowały dwie porażki z rzędu, zmierzą się z chorwackim Gospić CO i jak zapewniają, zrobią wszystko by pomyślnie zakończyć ten etap sezonu. - Chcemy się jak najlepiej przygotować do tego starcia - dodaje Paulina Pawlak.