Nicole Powell: Szczęśliwe zakończenie

W ostatniej serii grupowych zmagań Euroligi mistrzynie Polski pokonały Gospić CO 74:71, przypieczętowując tym samym awans do kolejnej rundy tych rozgrywek. Prawdą jest jednak, że zwycięstwo nie przyszło im łatwo, a losy spotkania ważyły się w zasadzie do ostatnich sekund.

Adam Popek
Adam Popek

Na wstępie trzeba nadmienić, że wynik pojedynku z Chorwatkami w żaden sposób nie wpływał na ogólną klasyfikację Wisły wśród wszystkich klubów. Dlatego też krakowianki, mając zapewnioną wysoką, trzecią lokatę nie musiały się za wszelką cenę mobilizować. Mimo to, podeszły one do zadania bardzo ambitnie i wygrywając, zrehabilitowały się za ostatnie dwie wyjazdowe porażki z CB Taranto i Rivas Ecopolis. - Na pewno bardzo cieszymy się z tego triumfu. Nie ukrywam, że po ostatnich gorszych chwilach chciałyśmy w końcu się przełamać, a także z dobrej strony zaprezentować przed własną publicznością. Faktem jest, że trudno było osiągnąć zamierzony cel, bo rywalki w pewnym momencie nas dogoniły i w zasadzie do końca nie wiadomo było kto okaże się lepszy. Dla nas jednak zakończenie było szczęśliwe - dodaje Nicole Powell.

Przyjezdne zgodnie z przypuszczeniami sprawiły podopiecznym trenera Jose Ignacio Hernandeza sporo problemów. Choć początkowo wszystko wskazywało na to, że Biała Gwiazda bez trudu zdobędzie komplet punktów to jednak w kolejnych kwartach zespół z Bałkanów był już dla niej równorzędnym przeciwnikiem. Na poparcie tych słów wystarczy przytoczyć, że nie tylko odrobił straty, ale też w ostatniej "ćwiartce" zdołał objąć prowadzenie. - Gospić wbrew zajmowanej w grupowej hierarchii pozycji jest naprawdę mocny. Na starcie udało nam się uzyskać nad nim sporą przewagę, ale później tak różowo nie było. Chorwatki, zdając sobie sprawę, że sytuacja wymyka im się spod kontroli zaczęły bowiem, walczyć ze wszystkich sił i naprawdę nam zagrażały. Ostatecznie przegrały, ale i tak należy im się spory szacunek. Myślę, że w przyszłości taka postawa może zaprocentować na ich korzyść - z uznaniem przyznaje Amerykanka.

W tych decydujących fragmentach w szeregach miejscowych najwięcej pożytecznej pracy wykonał duet Ewelina Kobryn - Milka Bjelica. Obie wysokie zawodniczki wzięły na siebie ciężar zdobywania punktów i w dużej mierze przyczyniły się do końcowego sukcesu. Swój wkład w wygraną miała też Powell, która jednak nie może być do końca zadowolona ze swojego występu, a wszystko przez dość dużą ilość niecelnych rzutów. - To prawda, że mimo zdobycia 19 punktów zmarnowałam też wiele prób. Nie wiem szczerze powiedziawszy dlaczego ta moja skuteczność była taka słaba, ale to są uroki sportu. Jednym razem wszystko się udaje, innym trzeba obejść się smakiem. W środowym meczu akurat miałam wiele czystych pozycji do rzutu więc wydawałoby się, że nie powinnam mieć jakichkolwiek problemów. Myślę, że nie jest to kwestia obniżki formy a raczej tego, że czasem po prostu tak się dzieje - spokojnie ocenia 29 letnia skrzydłowa.

Najważniejszym aspektem pozostaje jednak drużynowe zwycięstwo, które bez wątpienia jest dla Wiślaczek dobrym znakiem przed dalszą fazą Euroligi, a także dowodem na to, że wysoka forma powoli powraca. - Wygrane zawsze budują pewne nadzieje, a także tworzą optymistyczne nastawienie na przyszłość. Mam nadzieję, że w naszym przypadku nie będzie inaczej i krok po kroku będziemy realizować wszystkie założenia, które zostały poczynione jeszcze przed startem sezonu - kończy pełna optymizmu zawodniczka.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×