Klasę lepsi - relacja z meczu Asseco Prokom Gdynia - Anwil Włocławek

Miał być wielki powrót do Tauron Basket Ligi i był. Asseco Prokom Gdynia pokonał w pierwszym spotkaniu ligowym w tym sezonie Anwil Włocławek 82:61, a ojcem zwycięstwa został Jerel Blassingame, który bezlitośnie wykorzystywał wszystkie błędy gości. Po stronie Anwilu nie zawiódł jedynie Corsley Edwards.

Nietypowo, bo celnym rzutem z dystansu rozpoczął mecz Jerel Blassingame, rozgrywający Asseco Prokom Gdynia, o którym przed meczem wiele mówiło się w obozie Anwil Włocławek. Nowo mianowany trener Krzysztof Szablowski uczulał swoich podopiecznych na grę amerykańskiego playmakera, ale faktem jest, że podczas spotkania nie pomógł zespołowi, wszak Blassingame'a przez niemalże całe spotkanie krył dużo wolniejszy od niego Krzysztof Szubarga. I gdy tylko rozgrywający Asseco Prokomu wyczuł, że ma tę przewagę nad graczem Anwilu, wykorzystywał ją w każdym możliwym momencie, ostatecznie kończąc mecz z dorobkiem 16 oczek i pięciu asyst.

Amerykanin już do przerwy miał na swoim koncie dziewięć punktów, będąc najlepszym strzelcem swojego zespołu. Gospodarze prowadzili tymczasem 38:32 choć wynik nie oddawał w pełni tego, co działo się na parkiecie. Przyjezdni z Kujaw starali się przeciwstawić miejscowym za pomocą różnych środków, stosowali nowe warianty gry, ale większość z nich odbijała od solidnej defensywy gdynian. Kiedy trzecią swoją trójkę z rzędu rzucił Łukasz Seweryn, miejscowi prowadzili różnicą dziewięciu oczek (30:21), ale skuteczna gra Corsley'a Edwardsa i Nicka Lewisa (obaj po dziewięć punktów po dwóch kwartach) zmniejszyła nieco straty.

Wszystko co dobre w grze Anwilu, skończyło się jednak po przerwie, zaś Asseco Prokom złapał swój rytm. Ponownie bardzo dobrze grał Blassingame, ale prawdziwy koncert dał Przemysław Zamojski. W pierwszej połowie polski rzucający nie umiał uwolnić się spod opieki włocławskich obrońców, ale w trzeciej kwarcie najpierw kilkukrotnie wymusił ich przewinienia, wliczając w to kapitalny wsad nad faulującym go Łukaszem Majewskim (gospodarze prowadzili w tym momencie 57:40), by po chwili dołożyć jeszcze trójkę i trzecia odsłona zakończyła się wynikiem 66:51.

Akcenty ofensywne w drużynie mistrza Polski rozłożyły się zatem równomiernie. Najpierw brylował Blassingame, później swoje pięć minut miał Zamojski, zaś między nich wmieszali się także Donatas Motiejunas i Przemysław Frasunkiewicz. Ten pierwszy nie zagrał na miarę swoich możliwości, ale nie przeszkadzało mu to w zdobyciu 16 oczek, podczas gdy polski skrzydłowy dodał 10 punktów i pięć zbiórek i zanotował tym samym naprawdę dobre zawody.

W zespole trenera Szablowskiego ostoją ataku był jedynie Edwards, który w drugiej połowie dorzucił jeszcze 10 oczek i cały pojedynek zakończył z dorobkiem 19 punktów. Nie miał jednak żadnego wsparcia w swoich kolegach z zespołu - dość powiedzieć, że oprócz niego żaden koszykarz w niebieskim trykocie nie zaliczył dwucyfrowej zdobyczy punktowej. Drugim strzelcem był wspomniany Lewis (wszystkie trafienia w pierwszej połowie), a trzecim John Allen, który jak zwykle zagrał wszechstronnie - osiem oczek, sześć zbiórek, trzy asysty.

Mając piętnaście oczek zaliczki przed decydującą kwartą, w ostatniej odsłonie gospodarzom wystarczyło więc tylko kontrolować przebieg spotkania. Nie było to jednak wymagające zadanie, wszak Anwil nie miał żadnego konceptu poza notorycznymi rzutami z daleka. Nie był to jednak dobry pomysł, gdyż w całym spotkaniu tylko trzy takie próby (na 19 oddanych) wpadły do kosza. Dla porównanie, koszykarze Andrzeja Adamka zanotowali skuteczność na poziomie 8/23. Może siła rażenia zza łuku byłaby większa, gdyby w pojedynku zagrał Dardan Berisha, ale 24-letni obrońca jest obecnie kontuzjowany.

Piątkowe spotkanie zapowiadano jako starcie dwóch trenerów, którzy objęli drużyny po swoich poprzednikach zaledwie kilka dni wcześniej. Większe szanse dawano Adamkowi i prognozy te sprawdziły się w stu procentach. Trener Szablowski starał się co prawda wprowadzić do gry Anwilu nowe elementy, ale nie wpłynęły one w żaden sposób na postawę zespołu. Adamek pozwolił grać swoim gwiazdom i te przesądziły o zwycięstwie.

Asseco Prokom Gdynia - Anwil Włocławek 82:61 (25:19, 13:13, 28:19, 16:10)

Asseco Prokom: Blassingame 16, Motiejunas 16, Zamojski 12, Frasunkiewicz 10, Seweryn 9, Hrycaniuk 6, Szczotka 3, Witka 3, Day 2, Dmitriev 2, Łapeta 2

Anwil: Edwards 19, Lewis 9, Allen 8, Szubarga 7, Hajrić 6, Wołoszyn 5, Kinnard 3, Harrington 2, Majewski 2

Komentarze (7)
avatar
Davito
25.02.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Bezbarwność i bezjajeczność graczy Anwilu. Prokom nie zagrał rewelacyjnie. Spodziewałem się więcej po Motiejunasie, może się rozkręci. Muszę obejrzeć starcie JBlassa z Koszarkiem lub Hodge'm. G Czytaj całość
luksin
25.02.2012
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
anwil...dno...az zal sciska za jajka po takim masakrycznym meczu.widac jakim mega treneiro jest szablowski ,widac jaki jest poziom anwilu w tym sezonie.nie da sie tego juz przemilczec bo od poc Czytaj całość
avatar
liber772
24.02.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
niestety anwil w ostatnich latach nie ma patentu na procom. Juz mnie to nudzi ze Procom ciagle dominuje ile mozna czas na inne kluby !! 
avatar
Rafi Grudziądz
24.02.2012
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
APG jest co raz bardziej cienkie z roku na rok.Euroliga-plecy,ta śmieszna liga chyba UVB czy UVT jak to się tam nazywa też za mocna,puchar polski z bańki,w Polsce sezon od play-off(za co???)wię Czytaj całość
paulina
24.02.2012
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
dobra obrona Prokomu.
Donatas Motiejunas... nie mam słów na tego zawodnika. z meczu na mecz zaskakuje mnie coraz bardziej. oby został w Gdyni, razem z Jarelem, na następny sezon.
brawa panowi
Czytaj całość