Piotr Dobrowolski: Spodziewał się pan tak dużego oporu ze strony AZS-u?
Mariusz Karol:
Tak.
Słabsza postawa Rosy na przełomie trzeciej i czwartej kwarty wynikała z jej nieco zbyt "spokojnej" gry, gdy pozwoliła kutnianom na odrabianie strat?
- Nie, ten mecz w ogóle nie był spokojny, on cały czas był napięty. Wystarczy popatrzeć na kwarty, tam są bardzo małe różnice. Tak jak powiedział trener Krysiewicz, był to mecz na dobrym poziomie jak na pierwszą ligę, bo Kutno ma naprawdę świetną drużynę, mocny skład, doświadczonych zawodników, z których każdy potrafi rzucać z każdej pozycji, a to już świadczy o poziomie.
Spotkanie mogło się podobać kibicom...
- Naprawdę było bardzo dużo ciekawych akcji kombinacyjnych, w ataku pozycyjnym. Cieszy nas to, że zrobiliśmy dzisiaj wiele szybkich ataków po przechwytach. Powoli zaczynamy grać taki styl, nad jakim pracujemy. Cieszę się bardzo z tego jednopunktowego zwycięstwa.
Ciężka praca na treningach w końcu przynosi efekty?
- Chyba to widać. Ja jestem z drużyną na co dzień, po kilka godzin, natomiast kibice widzą ją raz na jakiś czas, to oni i dziennikarze muszą ocenić, czy widać jakiś postęp w grze, czy drużyna ma więcej sił, więcej zdrowia. Wygląda na to, że chyba tak, bo w środę graliśmy ciężki mecz z Radexem na niesamowitej hali, w ciężkich warunkach.
Pana podopieczni wytrzymali również trudy boju z Akademikami...
- Teraz znowu mieliśmy ciężkie spotkanie, ale wytrzymaliśmy je do końca. Były jakieś wahnięcia, niektórym zawodnikom brakło tchu, ale generalnie "ustaliśmy" i w tych ostatnich akcjach to my ustawiliśmy obronę, myśmy przechwycili piłki. To nie rywal robił straty, ale my zabieraliśmy piłkę.
Minimalne zwycięstwo wynikało ze zmęczenia wcześniejszymi pojedynkami, rozgrywanymi w krótkim odstępie czasu?
- To nie wynikało ze zmęczenia, ale z tego, że Kutno jest świetną drużyną. Zagrali wspaniale, skutecznie, robiąc zagrożenie zarówno spod kosza, jak i z obwodu. Wszystkim zawodnikom można wystawić świetne oceny. Postawili nam bardzo wysoko poprzeczkę. To doświadczony zespół, dysponujący wyrównanymi dziesięcioma zawodnikami. Wyszli "piątką", którą nigdy wcześniej nie zaczynali. Było w niej trzech zupełnie nowych graczy.
Po meczu w Pruszkowie atmosfera wewnątrz drużyny nie była dobra...
- Proszę mi tego nie przypominać...
Dlaczego?
- Dostaję białej gorączki. To jeden z najsłabszych meczów, jaki kiedykolwiek prowadzony przeze mnie zespół zagrał. Chciałbym zapomnieć o tym jak najszybciej.
Ostatnie trzy wygrane "scementowały" zespół. "Chemia" jest coraz lepsza?
- Chemia jest cały czas bardzo dobra, natomiast po tak fatalnym meczu, jaki zagraliśmy w Pruszkowie, musiało być "trzęsienie ziemi", obojętne, czy robi to trener, czy zawodnicy między sobą. Nikt z nas nie czuł się dobrze po tym meczu. Nie wiem z czego wynikało to, że zagraliśmy tak potwornie słabe zawody. Mam nadzieję, iż nigdy więcej nic takiego się nie wydarzy.
Triumfem nad Kutnem przypieczętowaliście miejsce w pierwszej "ósemce" tabeli?
- Ktoś już chyba mówił, że środowy mecz z AZS-em Radex dał nam "ósemkę". Czy to prawda, to nie wiem, bo dokładnie nie śledzę tabeli. Naszym celem jest wygrać jak najwięcej meczów.
Teraz można zacząć myśleć o fazie play-off...
- Dopiero jak zostaną cztery mecze do końca, wtedy będę patrzył na tabelę i zastanawiał się, czy jest jakaś szansa na zajęcie dobrego miejsca przed rundą play-off. Są różne teorie... Na razie gramy i tylko na tym się koncentrujemy.
Z czego bierze się tak dobra postawa beniaminków w tym sezonie, chociażby AZS-u?
- To są jedne z silniejszych drużyn. Tak się złożyło, że beniaminki dobrze skompletowały składy. Mają silnych zawodników, groźnych, doświadczonych na pierwszoligowych i ekstraklasowych parkietach. Te drużyny są mocne. To jest ewenement pierwszej ligi. W zeszłym sezonie Rosa była mocna.
Była nieznana i przez to trochę lekceważona przez rywali...
- Nieznana, ale silna. Teraz taką drużyną jest Kutno. Również Przemyśl, tam grają przecież Marek Miszczuk i Hubert Mazur. Taki może urok tej pierwszej ligi...
Dlaczego zawodnicy rezerwowi tak mało wnoszą w poczynania pana drużyny?
- Za dużo nerwowości w ich poczynaniach, ponadto są niedoświadczeni. Przez to są nerwowi i to wkrada się w ich grę. Robią pewne zamieszanie na parkiecie, zapominają o założeniach, jakie robimy przed meczem. To jest karygodne w grze z takim przeciwnikiem, to kosztuje porażkę.
Mariusz Karol: Tak."
Trener dwojga imion zawsze był tak rozpustny w swoich słowach. Nigdy nie potrafił sklecic kilka cie Czytaj całość