Drużyna ze stolicy Kociewia była naprawdę blisko zwycięstwa w Kołobrzegu, ale szansę zaprzepaściła na własne życzenie. W ostatnią kwartę starogardzianie wkraczali z przewagą dziesięciu punktów. Co więcej, w poprzedniej kwarcie zdominowali przeciwnika. Podopiecznych Wojciecha Kamińskiego dopadł jednak kryzys. Impas Farmaceutów trwał przez całą ostatnią partię, w której zdobyli w sumie raptem trzy punkty. Nic dziwnego, że wygrana im się ulotniła, mimo że "Czarodzieje z wydm" na finiszu też nie prezentowali wybitnej skuteczności. Kotwica przez cztery minuty nie zdołała powiększyć swojego dorobku.
- Co się stało? Nie trafialiśmy i tyle. Trudno coś więcej powiedzieć, bo nic takiego się nie stało. Po prostu zawodnicy się zablokowali i nie mogli się przełamać psychicznie, mimo że mieliśmy czyste pozycje rzutowe - powiedział trener SKS.
W nadmorskim kurorcie zawiedli zwłaszcza Amerykanie. Ani najlepszy strzelec drużyny Michael Hicks, ani też sprowadzony w charakterze następcy Anthony'ego Weedena Brandon Hazzard meczu z kołobrzeskim teamem nie zaliczą do udanych. Pierwszy trafił tylko cztery z osiemnastu rzutów z gry, a w kiepskiej dyspozycji znajduje się od wielu miesięcy. Drugi po wybitnym początku w Zgorzelcu z PGE Turowem, w ostatnich dwóch spotkaniach też zdobywał punkty na niskiej skuteczności...
- W tym momencie nie ma sensu oceniać, kto zawiódł. Z takimi ocenami trzeba poczekać do końca sezonu. Niemniej jeżeli Michael trafia cztery z osiemnastu rzutów, czy Brandon dwa na dziesięć, to z pewnością nie tego od nich oczekujemy - stwierdził Kamiński.
Podobnie jak w starciu z PBG Basketem Poznań, tak i przeciwko Kotwicy Kołobrzeg starogardzianie zmarnowali bezpieczne prowadzenie. Zdawało się, że Polpharma pewnie kroczy po wygraną, lecz zdobywcom Superpucharu Polski zabrakło zimnej krwi.
- Nic nie wskazywało na taką końcówkę. W meczu, w którym zdawałoby się, że kontrolujemy, stwarzamy sobie sytuacje rzutowe i trafiamy, tracimy kilkunastopunktowe prowadzenie. I zamiast dobić rywala, przegrywamy. Nie wykazaliśmy się po prostu instynktem zabójcy. Nie można jednak tego meczu przyrównywać do spotkania z Basketem, bo było inaczej. Kotwica straty odrabiała powoli, a nasze sytuacje nie były złe, tylko brakowało tej skuteczności - powiedział szkoleniowiec klubu ze stolicy Kociewia.
"Kociewskie Diabły" doznały bolesnej porażki, zwłaszcza że teraz drastycznie spadły ich notowania w walce o awans do fazy play-off. Po przegranej z Kotwicą Polpharma traci już cztery punkty do "Czarodziei z wydm", a do końca drugiego etapu Tauron Basket Ligi pozostało już tylko dwanaście kolejek.
- Każda porażka nas boli. Zwłaszcza że ten mecz długo toczył się po naszej myśli. W Kołobrzegu nie zagraliśmy źle. Do pewnego momentu wszystko było dobrze, graliśmy rozsądnie, czyli tak, jak powinniśmy. Ale w czwartej kwarcie coś się w nas zacięło. Nie chcę mówić, że zabrakło nam lidera. Zabrakło nam zawodnika, który w takim momencie wziąłby piłkę i trafił z czystych pozycji.
Mimo wszystko starogardzianie nie załamują rąk i zamierzają walczyć do końca, nawet jeśli nie będą w stanie zrealizować swojego celu.
- Nasza sytuacja nie jest łatwa, ale uważam, że trzeba grać do końca. Ten sezon od początku nie był dla tego zespołu udany, lecz zamierzamy walczyć w każdym meczu do końca.