Qa'rraan Calhoun: Nie zrezygnowano ze mnie

To już prawie trzy tygodnie, odkąd wrocławski Śląsk radzi sobie bez amerykańskiego snajpera Qa’rraana Calhouna. Na temat rozstania 26-latka z dolnośląskim zespołem mówiło się wiele; wiele kontrowersyjnych wypowiedzi padło także z ust przedstawicieli klubu. Sam zawodnik, kilkanaście dni po fakcie, odsłania nieco kulisy całego wydarzenia.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

W sobotę 18 lutego Qa’rraan Calhoun, razem ze resztą ekipy Śląska Wrocław musiał wracać do stolicy regionu z niedalekiej Zielonej Góry po tym, jak drużyna przegrała z Zastalem w półfinale Pucharu Polski. Amerykanin nie zagrał porywającego spotkania, oddał aż dziewięć rzutów za trzy punkty, ale w sumie zdobył 11 oczek w 17 minut, co nie mogło zostać odebrane negatywnie. W tamtym momencie koszykarz Śląska nie wiedział jeszcze nic o tym, co miało nastąpić za kilka dni.

- Nie miałem wówczas pojęcia co mnie czeka. Po tym meczu nadal byłem graczem Śląska i nie myślałem, że będę zmuszony opuścić Wrocław. Niestety chwilę później w mojej rodzinie zaczęło się dziać źle i musiałem wracać do Stanów Zjednoczonych - tłumaczy Calhoun na spokojnie, kilkanaście dni po fakcie, a po chwili dodaje: - Nie powiem jednak o jakie problemy chodzi. To zbyt prywatne i zbyt zawstydzające. Może kiedyś, ale na pewno nie teraz...

Jak informowaliśmy przed prawie trzema tygodniami, prezes Śląska Przemysław Koelner, w wypowiedzi na prasy stwierdził, że "przyczyną rozwiązania kontraktu są względy sportowe, gdyż zawodnik w ostatnich tygodniach nie wywiązywał się rzetelnie z powierzonych mu obowiązków w zespole". Czy tak można opisać koszykarza, który w styczniowych i lutowych meczach notował przeciętnie ponad 10 punktów i prawie cztery zbiórki? Statystyki nie powalają co prawda na kolana, ale wydaje się, że Amerykanin solidnie spełniał swoją rolę.

- Jest mi bardzo przykro, że klub w pierwszej kolejności podkreślał to, że nie wykonywałem rzetelnie swojej pracy. OK, jeśli ktoś spojrzy na moje statystyki, zawsze może się przyczepić, że zabrakło mi kilku punktów, że za mało byłem zaangażowany w zbiórki, ale statystyki to nie wszystko. Ci, którzy znają się na koszykówce, wiedzą to doskonale - opowiada amerykański snajper, który obecnie jest przy swojej rodzinie, a że czas leczy rany, nie czuje już żalu i pretensji do sterników wrocławskiego klubu.

- Obecnie nie mam żadnego problemu z tym, że klub potraktował mnie tak, a nie inaczej - mówi Calhoun, dodając: - Raczej po prostu nie potrafię zrozumieć dlaczego oni starali się, żeby to wyszło tak, że to oni mnie zwolnili, a nie ja ich opuściłem. Bo prawda jest taka, że nie zrezygnowano ze mnie. Poprosiłem o przedterminowe rozwiązanie umowy ze względu na wspomniane problemy. Po co trzeba było jeszcze mówić, że grałem słabo? - pyta retorycznie koszykarz.

Bez Calhouna w składzie wrocławianie radzą sobie solidnie. W trzech meczach drugiej fazy sezonu zasadniczego rozegrali dotychczas trzy pojedynki, z których wygrali dwa: z AZS Politechniką Warszawską (76:63) i PBG Basketem Poznań (81:67). Przegrali natomiast z koszalińskim AZS (80:84). Czy 26-letni Amerykanin śledzi poczynania swoich byłych kolegów z zespołu? - Oczywiście, że tak. I w tym miejscu chciałbym podziękować wszystkim fanom, którzy wspierali mnie w trakcie sezonu oraz po tym, jak już opuściłem Śląsk. Chciałbym podziękować również moim kolegom i życzę im wszystkiego dobrego w kolejnych gracz. No i oczywiście serdeczne gratulacje dla Adama! - tłumaczy niski skrzydłowy mając na myśli oczywiście rekord punktowy wszech czasów Adama Wójcika.

Warto dodać, że Calhoun nie wyklucza powrotu do Polski w przyszłości. - Myślę, że mój powrót do Polski w przyszłości jest bardzo możliwy. Jak tylko uporam się z problemami rodzinnymi, to na pewno wznowię swoją karierę i powrócę do Europy. Pytanie tylko czy jakiś klub będzie zainteresowany moimi usługami? - zastanawia się zawodnik, kończąc swoją wypowiedź.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×