Decydujące ostatnie sekundy - rozmowa z Alexandrem Machowskim, graczem Polonii

W sobotni wieczór w Przemyślu miejscowa Polonia stoczyła niezwykle zacięty bój z radomską Rosą. Gospodarze do końca czwartej kwarty mieli szansę na wygraną, ale ostatecznie okazali się gorsi o zaledwie jedno "oczko". O wrażeniach z tego spotkania oraz obecnej sytuacji klubu portalowi SportoweFakty.pl opowiada Alexander Machowski, który był jednym z najlepszych zawodników "Przemyskich Niedźwiadków".

Adam Popek: Uczciwie trzeba przyznać, że w ostatnim meczu odznaczyliście się ogromną wolą walki. Szkoda tylko, że ostatecznie nie mieliście powodów do radości.

Alexander Machowski: Na pewno ta końcówka nie była taka, jakiej oczekiwaliśmy. Mieliśmy nadzieję, że uda się spokojnie dociągnąć do syreny korzystny dla nas rezultat, lecz decydujące ostatnie sekundy te plany zweryfikowały. W tym momencie nie odwrócimy już losów spotkania i pozostaje nam skupić się na tych, które jeszcze przed nami. Naszym celem wciąż jest zajęcie miejsca wśród ośmiu najlepszych drużyn ligi i postaramy się go zrealizować.

Jeszcze przed rozpoczęciem starcia jasnym było, że komplet punktów jest wam niezwykle potrzebny. Jako zespół bazujecie bowiem, na zwycięstwach we własnej hali i teraz kiedy przydarzyło się potknięcie wasza sytuacja jest mocno skomplikowana.

- Nie chciałbym już teraz patrzeć na to z negatywnego punktu widzenia. Pozostaje nam do rozegrania jeszcze kilka gier i nie można przekreślać naszych szans. Myślę, że powinniśmy się razem spotkać, porozmawiać i wspólnie przeanalizować wszystkie popełniane błędy. Ponadto, ważne jest też by wyciągnąć odpowiednie wnioski, które w przyszłości okażą się pomocne. Na chwilę obecną prawda jest taka, że jeśli poniesiemy jeszcze jedną porażkę to w zasadzie o play off możemy zapomnieć, więc musimy skupić się i podjąć walkę z przeciwnikami.

W sobotni wieczór mierzyliście się z czwartym klubem w ligowej hierarchii, który aspiruje do awansu, ale różnica między wami nie była zbyt widoczna.

- Wynika to z tego, że na swoim parkiecie prezentujemy się naprawdę dobrze. Tutaj w zasadzie z każdym prowadzimy równorzędną rywalizację, wobec czego nie jest to zaskoczeniem. Do tej pory w Przemyślu polegliśmy tylko z Sokołem Łańcut, więc długo utrzymywaliśmy serię wygranych. Niestety w życiu nie zawsze jest tak dobrze.

Pewnie takich dość smutnych nastrojów nie byłoby gdybyście choć parę meczów więcej wygrali na wyjazdach.

- Tak, ale mam wrażenie, że ta wyjazdowa nostalgia jest taką dziwną specyfiką tego sezonu. Przecież do pewnego momentu między innymi Znicz Pruszków czy AZS Szczecin też bazowały jedynie na punktach zdobywanych przy własnej publiczności. Nie potrafię powiedzieć z czego to wynika. Niemniej, jak widać nie jest to tylko nasza przypadłość.

Tyle, że kilka dni temu grając w Krośnie z miejscowym MOSiR-em byliście faworytem, a mimo to lepsi okazali się gospodarze. Chcąc występować w play off takie pojedynki po prostu trzeba rozstrzygać na swoją korzyść.

- Wtedy bardzo słabo funkcjonowała nasza defensywa. W decydujących momentach zostawialiśmy przeciwnikowi zbyt dużo swobody i nieszczęście gotowe. Poza tym, nie wcielaliśmy w życie poczynionych wcześniej założeń, w związku z czym trudno było ugrać coś więcej. A rywale zdając sobie sprawę z naszych słabości postanowili je wykorzystać.

W starciu z Rosą zaś obrona sprawowała się zdecydowanie lepiej. Chwilami radomianie mieli ogromny kłopot z jej sforsowaniem.

- Gdy cały kolektyw współpracuje ze sobą i trzyma się ustalonych reguł to efekty przychodzą natychmiastowo. Doskonale wiedzieliśmy, co należy zrobić, by powstrzymać oponenta i żałować można, że nie zachowaliśmy przyzwoitego poziomu przez pełne czterdzieści minut.

Twoją postawę można akurat zapisać na plus. Za każdym razem po wejściu na parkiet wykonywałeś mnóstwo pożytecznej pracy i przy odrobinie szczęścia mogłeś zostać bohaterem spotkania.

- Może i tak, tylko jakie to ma znaczenie wobec porażki drużyny? Sukcesy ma osiągać cały team, a nie poszczególne jednostki.

Mimo to udowodniłeś trenerowi, że zasługujesz na grę w dłuższym wymiarze czasowym.

- Myślę, że nasz szkoleniowiec wiedział to już wcześniej.

Źródło artykułu: