Mariusz Kolekta: Jest to twój pierwszy sezon w ekstraklasie, a na parkiecie spędzasz średnio 15 minut w meczu, to sporo jak na debiutantkę.
Paulina Kuras: - Rzeczywiście 15 minut w pierwszym sezonie w FGE to fajna sprawa, jestem jak najbardziej zadowolona.
Przed sezonem wydawało się, że Artego bez problemów awansuje do "ósemki", a może powalczy o coś więcej.
- Na tym polega piękno sportu, który jest nieprzewidywalny. Tak jak mogłyśmy wygrać z CCC i zagrać na wysokim poziomie, tak niestety w ważnych dla nas meczach z teoretycznie słabszymi rywalami nie udało się osiągnąć zamierzonych celów. Mówię tu o meczach np. z INEĄ i ŁKS-em.
Opowiedz krótki o swoich początkach gry w koszykówkę.
- Jako mała dziewczynka trenowałam sztuki walki, a dokładnie Aikido. Treningi nie sprawiały mi jednak przyjemności i po dwóch latach zrezygnowałam. Rodzicom zależało na tym, abym dalej coś robiła związanego ze sportem. W wieku 9 lat zapisali mnie na pierwszy trening koszykówki w Rzeszowie. Była na jednym treningu, który mi się spodobał, później na następnym i tak mnie ten sport zafascynował, że gram do dziś. Koszykówka stała się priorytetem w moim życiu.
Czy numer 33 z jakim grasz na koszulce jest przypadkowy czy może ma dla ciebie większe znaczenie?
- Ten numer nie jest przypadkiem, wybrałam go ponieważ grała w nim osoba bardzo mi bliska.
Jesteś niezwykle szybką, odważną i dynamiczną koszykarką. Czego ci zatem brakuje by być jeszcze lepszą?
- Może właśnie jeszcze więcej odwagi, a przede wszystkim ogrania na parkietach ekstraklasy.
Rezerwy Artego walczą o awans do 1 CLK. Grałyście z sukcesem w półfinałach i awansowałyście do finałów. Z jakim nastawieniem podejdziecie do finałów?
- Zależy nam bardzo na tym, aby awansować do 1 ligi centralnej. Z takim też nastawieniem będziemy jechały na finały.
Nie sposób nie zauważyć, że lubisz kolorowe buty.
- (śmiech) O tak, zgadza się. Bardzo lubię takie rażące kolory. Na początku sezonu grałam w jaskrawych zielonych, obecnie podobnie rzucające się w oczy błękitno-pomarańczowych butach.
Jak wspominasz słynne już spotkanie z CCC Polkowice w którym zdobyłaś decydujące punkty w meczu?
- Bardzo cieszyło nas zwycięstwo z CCC, bo wtedy naprawdę zagrałyśmy na wysokim poziomie, a ja ciesze się dodatkowo z tego, że mogłam dołożyć swoje dwa punkty do wygranej.
Studiujesz na kierunku Turystyka i Rekreacja, jak znajdujesz czas na naukę dzieląc ją z treningami i meczami?
- Póki co daję sobie jakoś radę, raz jest lepiej, raz jest gorzej, ale jakoś idzie (śmiech).
Kobiety lubią brąz i ty o tym się przekonałaś w ubiegłym roku zdobywając brązowy medal ME U20.
- Tak kobiety lubią brąz, a ten turniej wspominam bardzo miło. Myślę, że pokazałyśmy jak powinien wyglądać prawdziwy zespół. Pod każdym względem byłyśmy razem przez cały turniej po za meczami ale szczególnie na boisku, i co najważniejsze nie miałyśmy chwili załamania w tych trudnych momemntach na boisku.
Skąd wzięła się twoja ksywka?
- Moją ksywkę wymyślił mój pierwszy trener Krzystof Herbaciński, który uważał, że skaczę jak koza i tak pozostało do dziś, że jestem "koza".
Gdybyś dziś spotkała złotą rybkę, która spełni trzy życzenia - o co byś ją poprosiła?
- O co bym poprosiła, potrzebuję chwilę zastanowienia. Po pierwsze na pewno o to, żebym mogła jak najdłużej grać w koszykówkę, po drugie aby wszystkie nalbliższe mi osoby były zdrowe i nigdy nic złego im się nie przydarzyło, a po trzecie to chciałabym wygrać w Lotto (śmiech).
W tym sezonie Rzeszów z którego pochodzisz awansował do ekstraklasy. Nie chciałabyś wrócić do swojego miasta?
- Szczerze mówiąc, nawet jeszcze się nad tym nie zastanawiałam.
Przed wami kolejne mecze fazy play-out. Jakie jest twoje nastawienie na najbliższe mecze?
- Utrzymanie w lidzę właściwie mamy pewne, a ja mogę się cieszyc z minut, które spędzam teraz na parkiecie.
Myślisz już o planach na wakacje?
- Dopiero, gdy się zakończy sezon będę myśleć o wakacyjnych planach.