W stargardzkim zespole praktycznie przez większą część sezonu żaden drugoplanowy koszykarz nie potrafił na dłużej zadomowić się w meczowej kadrze. Najpierw największe szanse miał na to Łukasz Ważny, a następnie Łukasz Ulchurski. Ostatecznie jednak przebił się ten najbardziej ograny, Filip Dylik. - Może trochę dzięki kontuzji Jarka, ale cieszę się, że dostaję więcej minut. Jestem zadowolony z tego, że chociaż w końcówce sezonu mogę więcej pograć - powiedział 21-letni zawodnik. Dylik już dwa lata temu pojawiał się regularnie na parkiecie korzystając z przepisu o konieczności gry młodzieżowca. Kolejny rok z powodu kontuzji był jednak dla niego zupełnie stracony.
Kilka ostatnich spotkań to regularne minuty dla młodego gracza, który średnio na parkiecie spędza niespełna 10 minut, a w trzech kolejnych meczach było ich 21, 13 oraz 14. Koszykarz grający na pozycji niskiego skrzydłowego przyzwoicie spisywał się w ataku zdobywając 8, czy nawet 10 punktów jak miało to miejsce w Szczecinie. - Wyszedłem na boisko, miałem pozycje i trafiłem. Koledzy mnie obsłużyli. Cieszę się że się udało - ocenił swój przedostatni występ, w którym trafił ważne rzuty w czwartej kwarcie.
Mimo powrotu Kalinowskiego wychowanek stargardzkiej ekipy nie stracił wypracowanej pozycji. Sam jednak nie podejmuje się wyrokować, czy swoją postawą na dobre zadomowił się w meczowej rotacji. - O to trzeba spytać trenera, ale mam nadzieję, że tak - odpowiedział.
W ostatnim spotkaniu Spójnia pokonała akademików z Kutna 72:66 a Dylik zdobył 4 punkty pewnie egzekwując rzuty wolne. Ten mecz pod pewnym względem przypomniał jednak rozgrywki młodzieżowe, gdyż obie drużyny zagrały bardzo nierówno. - W pierwszej połowie straciliśmy dużo sił, aby osiągnąć taką przewagę, a w drugiej części zaczęli lepiej grać i trafiać - analizował przyczyny roztrwonienia olbrzymiej przewagi wypracowanej przez jego zespół. - Najważniejsze, że udało się utrzymać wygraną do końca - kontynuował.
Środowe rezultaty sprawiły, że Spójnia zapewniła sobie siódmą lokatę, a może nawet awansować o dwa miejsca. Mimo dość komfortowej sytuacji celem podopiecznych Tadeusza Aleksandrowicza w Przemyślu będzie rewanż za porażkę na własnym parkiecie. Do tej pory stargardzianie nie zdołali jedynie pokonać najlepszej drużyny sezonu zasadniczego, Startu Gdynia. Teraz szansę na dołączenie do elitarnego grona, które nie przegrało ze Spójnią mają gracze z Podkarpacia. - Na pewno założenia będą takie, żeby wygrać, bo w każdym meczu trzeba walczyć o zwycięstwo i z takim nastawieniem tam pojedziemy - zapewnił Dylik.