Taki scenariusz dla osób związanych z klubem z pewnością nie jest szczytem marzeń. Jeszcze przed wyjazdem do Turcji liczono bowiem, że uda się odnieść jakieś zwycięstwa w fazie grupowej i tym samym uplasować przynajmniej w środku stawki. - Każdego dnia będziemy dążyć do wygranych i zostawiać na boisku serce. Na chwilę obecną sądzę, iż dwie wygrane są w naszym zasięgu, dlatego nie postrzegam tego wcale w czarnych kolorach - mówiła jeszcze kilka dni temu Ewelina Kobryn.
Rzeczywistość niestety zweryfikowała te plany. Biała Gwiazda jak dotąd ani razu nie miała powodu do radości po końcowej syrenie i przegrała trzy konfrontacje z rzędu. - Jesteśmy bardzo zawiedzione. Schodzić za każdym razem do szatni ze świadomością przegranej nie jest miłym uczuciem. Fakt, że mierzymy się z topowymi klubami Europy, ale zawsze chcemy dostać pełną pulę - z niedosytem przyznaje Ana Dabović.
Jasnym jest, że jej drużynie sprawy nie ułatwiła ciężka grupa. Zarówno dwie rosyjskie potęgi, jak i Ros Casares Valencia pod każdym względem przewyższają małopolski team, więc osiągane przez niego rezultaty ogólnie rzecz biorąc nie powinny dziwić. A nie można przecież bez przerwy liczyć na cud. - Wiadomo, że stojąc naprzeciw samych potentatów trudno jest o cokolwiek. Ros Casares czy ekipy ze wschodu są jednymi z najsilniejszych na Starym Kontynencie. Te zespoły co roku biją się o wielką stawkę i dla nich taka rywalizacja nie jest niczym wyjątkowym. Pod względem gospodarczym też są potęgą. Budżet UMMC wynosi czterdzieści albo więcej milionów dolarów, więc chyba nie trzeba dodawać nic więcej. Hiszpanki natomiast są tak mocne personalnie, że mogą spróbować sił w lidze męskiej - dosadnie wyjaśnia Milka Bjelica.
Co ciekawe jednak, o zwycięstwach oponentów, prócz piątkowego starcia decydowały głównie detale. Najbardziej szkoda potknięcia ze Spartakiem Moskwa, kiedy to po świetnej w swoim wykonaniu pierwszej połowie Wisła była wręcz faworytem. - Generalnie uważam, że naprawdę nie ma powodu do wielkiego smutku, bo pokazałyśmy się z dobrej strony jako zespół. Na tak wysokim poziomie, jaki gwarantuje FinalEight potrafimy nawiązać walkę z innymi i trzeba to docenić. A, że może brakuje nam trochę klasowych rezerwowych i paru innych czynników? Tego nie da się ukryć, ale nie powiedziałyśmy jeszcze ostatniego słowa -optymistycznie patrzy na sprawę Dabović.
Teraz z kolei krakowiankom przyjdzie się w końcu zmierzyć z rywalem, który bez wątpienia jest w ich zasięgu. Beretta Schio, bo o niej mowa podobnie jak podopieczne Jose Ignacio Herandeza okazała się gorsza od wszystkich i w statystyce wygranych wciąż ma wpisaną liczbę zero. Włoszki w nadchodzącym pojedynku oczywiście łatwo się nie poddadzą, ale to Wisła wydaje się być mocniejszą stroną.
Kolektyw z półwyspu Apenińskiego swoje poczynania na pewno uzależnia od doskonale znanej pod Wawelem Liron Cohen. Pochodząca z Izraela rozgrywająca jeśli ma swój dzień potrafi przysporzyć przeciwnikowi mnóstwo kłopotów i nie tylko celnie dogrywać koleżankom, ale też seryjnie zdobywać punkty.
Wtórować jej będzie Maja Erkić. 26-letnia zawodniczka choć czasem prezentuje nierówny poziom, kilka razy udowodniła już, że zasługuje na miejsce w pierwszej piątce i może być trudna do upilnowania szczególnie przy próbach z półdystansu. Dzieje się tak dlatego, iż w każdym ze spotkań oddaje średnio ponad dwanaście rzutów, w związku z czym defensorki znad Wisły powinny mieć ją cały czas na uwadze.
Czy mistrzyniom Polski uda się zwyciężyć i sprawić miły prezent na zakończenie zmagań w finałach Euroligi?
O tym dowiemy się w niedzielę. Początek o godzinie 13 (12 czasu polskiego).
Nie pozostało nic do stracenia - zapowiedź meczu Wisła Kraków - Beretta Famila
Rozgrywany w Stambule turniej FinalEight Euroligi kobiet dobiega końca. Przed nami zostały już tylko spotkania, które bezpośrednio zadecydują o miejscu jakie poszczególne drużyny zajmą na finiszu zawodów. Wiślaczkom ostatniego dnia przyjdzie powalczyć o siódmą lokatę z włoskim Beretta Famila.
Źródło artykułu: