Anwil nam zdecydowanie nie leży - wywiad z Mantasem Cesnauskisem, obrońcą Energi Czarnych Słupsk

Energa Czarni Słupsk przyjechali na Kujawy na starcie z Anwilem Włocławek w mocno okrojonym składzie, więc bardzo dużo czasu na parkiecie musieli spędzać gracze tacy jak np. Mantas Cesnauskis. Litwin dwoił się i troił, ale nie dał rady wygrać najpierw ze zmęczeniem, a potem z defensywą Anwilu. Po ostatnie syrenie zawodnik udzielił wywiadu portalowi SportoweFakty.pl.

Michał Fałkowski: Czwarty raz mierzyliście się w tym sezonie z Anwilem i czwarty raz włocławianie okazali się drużyną nie do przejścia. To jakieś fatum?

Mantas Cesnauskis: Nie, nie żadne fatum, po prostu przeciwko włocławianom gra się nam bardzo ciężko. Styl gry Anwilu bardzo mocno nam nie pasuje i to chyba tyle. Czasami tak po prostu jest, że jakaś drużyna gra tak, że inni nie chcą z nią rywalizować i takim przeciwnikiem jest dla nas właśnie Anwil, który nam zwyczajnie nie podchodzi.

Mimo to środowe spotkanie z Anwilem przez długie minuty układało się po waszej myśli, ale druga połowa była tylko i wyłącznie dominacją gospodarzy. Dlaczego?

- Niestety w pewnym momencie zupełnie straciliśmy kontrolę nad tym meczem. Przed spotkaniem zakładaliśmy sobie, że przez 40 minut musimy być w pełni skoncentrowani i kontrolować rytm gry. I do pewnego momentu wszystko wyglądało dość dobrze, ale Anwil jednak cały czas robił swoje i klasę pokazał w trzeciej części, gdy odskoczył na kilkanaście punktów. Dardan Berisha trzy razy z rzędu trafił wtedy z dystansu, co dodało gospodarzom wiatru w żagle. Kiedy w Hali Mistrzów Anwil odskoczy przeciwnikowi i poczuje pewność, to trudno jest go dogonić.

Przyjechaliście do Włocławka osłabieni brakiem dwóch podstawowych koszykarzy: nie zagrali Darnell Hinson i Paweł Kikowski. To miało wpływ na ostateczne rozstrzygnięcie?

- Oczywiście, że tak. Co prawda nie można powiedzieć ze stuprocentową pewnością, że z nimi w składzie pokonalibyśmy Anwil, ale jedna rzecz jest pewna: bylibyśmy mniej zmęczeni, co z pewnością przełożyłoby się na naszą skuteczność.

No właśnie, skuteczność to chyba na chwilę obecną pierwsza rzecz do poprawy. W Hali Mistrzów trafialiście tylko co trzeci rzut, wiele takich prób nie wpadło do kosza, choć rzucaliście z czystych pozycji...

- Dokładnie. Nie trafialiśmy otwartych rzutów i to był nasz główny problem, ale tak, jak powiedziałem - w pewnym momencie meczu byliśmy już po prostu zmęczeni, no bo jak inaczej wytłumaczyć ten fakt? Brakowało nam Hinsona, brakowało Pawła, więc na parkiecie musieli pojawiać się młodzi koszykarze z końca ławki, którzy nie mają takiego doświadczenia jak ci dwa wspomniani przeze mnie. Cóż, jak nie ma pomocy w zawodnikach rezerwowych, a tym podstawowym idzie słabo, to ciężko jest wygrać.

55 punktów zdobytych, tylko 22 po zmianie stron, to wszystko wskazuje na zmęczenie jako głównego "winowajcę" waszej porażki, ale chyba nie bez znaczenia jest fakt, że Anwil zagrał po prostu bardzo dobrze w defensywie...

- Z jednej strony tak, bo rzeczywiście 55 punktów mówi samo za siebie, ale z drugiej nie jestem taki do końca pewien. W końcu przed chwilą powiedzieliśmy, że wiele razy rzucaliśmy z otwartych pozycji, dlatego trudno to jednoznacznie stwierdzić. Mam jednak wrażenie, że gdyby tylko kilka więcej naszych rzutów wpadło do kosza, to ten mecz mógłby być dla nas zupełnie inny. A tak Anwil spokojnie nas kontrolował, a potem odskoczył na kilkanaście punktów i było po meczu.

Porażka z Anwilem jest waszą siódmą z rzędu w fazie szóstek. To nie przypadek, wydaje się, że po prostu jesteście w głębokim kryzysie...

- Tak, niestety tak jest i nie mogę się nie zgodzić. Psychologicznie nie czujemy się zbyt dobrze, ciężko jest przygotowywać się do kolejnych meczów ze świadomością, że przegrało się ostatnie kilka pojedynków. Ciężko jest nawet czasami trenować, ale cóż, nie pozostaje nam nic innego, jak tylko puścić w niepamięć te wszystkie porażki i w ostatnim meczu tego etapu zagrać najlepiej jak tylko się da. Zastal na pewno przyjedzie do naszej hali po zwycięstwo, ale my będziemy gryźli parkiet przez 40 minut.

A poza gryzieniem parkietu, co musicie zmienić w swojej grze by tego dokonać?

- Przede wszystkim to liczę na to, że Darnell Hinson i Paweł Kikowski już do nas dołączą na najbliższe spotkanie, a jeśli tak się stanie, to będziemy mogli wrócić do swojego normalnego systemu gry. Jeśli trener będzie mógł rotować zespołem w zakresie ośmiu-dziewięciu zawodników, wówczas będziemy mniej zmęczeni i jakość naszej gry nie będzie tak gwałtownie spadała.

Gra w górnej szóstce to pewne miejsce w play-off. Czy to czasem nie powoduje takich myśli, że te spotkania nie są aż tak ważne, bo prawdziwe granie zacznie się dopiero za chwilę?

- Coś w tym jest. Przed ćwierćfinałem będziemy musieli zapomnieć o wszystkich złych rzeczach, które nas obecnie spotykają. Ale z drugiej strony nikt nie lubi przegrywać, a już na pewno nikt nie lubi przegrywać siedem razy z rzędu. Wierzymy jednak, że jak ci, którzy są nieobecni, wrócą do składu i znowu będziemy w stanie wygrywać mecz za meczem.

Spinając klamrą naszą rozmowę - istnieje takie prawdopodobieństwo, że w play-off zmierzycie się z... Anwilem, czego życzą sobie we Włocławku. Wy chyba chcielibyście uniknąć tej konfrontacji czy może jednak nie?

- Jeśli trafimy na włocławian to na pewno należy spodziewać się zaciętych meczów, bo tak, jak powiedziałem, Anwil nam zdecydowanie nie leży. Z drugiej strony jednak w play-off nie ma chyba drużyny, z którą moglibyśmy mieć łatwo. Jakiegokolwiek przeciwnika przydzieli nam zatem los, przygotujemy się i będziemy walczyć do upadłego.

Źródło artykułu: