Byłem cierpliwy - wywiad z Dardanem Berishą, rzucającym Anwilu Włocławek

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Anwil Włocławek przegrywał w połowie trzeciej kwarty z PGE Turowem Zgorzelec, ale wówczas dał znać o sobie Dardan Berisha. Rzucający włocławskiej drużyny trzykrotnie przymierzył z dystansu w bardzo krótkim czasie, po chwili dodał dwa punkty z linii rzutów wolnych i Anwil mógł nieco odetchnąć. Ostatecznie gospodarze wygrali 76:72, a Berisha udzielił wywiadu portalowi SportoweFakty.pl.

Michał Fałkowski: Twoja seria trzech trójek z rzędu to był kluczowy moment tego meczu? Turów prowadził wówczas 45:42, ale po chwili to wy mieliście 10 punktów zaliczki (55:45).

Dardan Berisha: Trafiłem ważne rzuty, ale o naszym zwycięstwie zadecydowała przede wszystkim pierwsza kwarta, gdy wyszliśmy już na piętnastopunktowe prowadzenie. PGE Turów po tej części meczu musiał stracić sporo energii, aby wrócić do gry i odrobić do nas straty, co zresztą im się udało, bo my graliśmy znowu falami. Niemniej udało nam się wygrać ten mecz, bo zaprezentowaliśmy się bardzo dobrze w obronie, wyszło chyba trochę doświadczenie niektórych koszykarzy i potrafiliśmy zagrać dobrą drugą połowę meczu po słabszej drugiej kwarcie. To jednak dopiero pierwszy mecz, przełamaliśmy się i gramy dalej. Bardzo fajnie, że pokonaliśmy Turów w naszej hali po raz pierwszy w sezonie, mam nadzieję, że nie ostatni, a dla mnie prywatnie to też ważne zwycięstwo, ponieważ odkąd gram w Anwilu, to z PGE Turowem we własnej hali jeszcze nie wygraliśmy.

Trafiłeś ważne rzuty w trzeciej kwarcie, ale w pierwszej nie było cię widać. Kiedyś powiedziałeś, że strzelca musi charakteryzować cierpliwość i dziś chyba to się potwierdziło.

- Szczerze mówiąc, w pierwszej połowie nie wszedłem dobrze w meczu i w ogóle nie byłem aktywny w ataku. Bardzo dobrze spisywał się Corsley Edwards i sporo piłek kierowanych było właśnie do naszego środkowego, a ja przez dziewięć minut oddałem tylko jeden rzut i to też wymuszony, bo w ostatnich sekundach akcji. Ale rzeczywiście byłem cierpliwy i cieszę się, że umiałem to w sobie wypracować. Strzelec, jeżeli długo nie rzuca, jest sfrustrowany, bo przecież nie po to pełni rolę strzelca by stać z boku i patrzeć na to, co zrobią inni. Dlatego cieszę się, że umiałem wziąć się w garść i trafić w trzeciej kwarcie trzykrotnie za trzy. Rzucałem jeszcze nawet czwarty raz, może już niepotrzebnie, ale czułem, że jestem w gazie i chciałem to wykorzystać. Cieszę się, że udało się pomóc zespołowi, bo to był bardzo trudny moment dla nas.

Co się stało w drugiej kwarcie? Po dziesięciu minutach prowadziliście 23:8, a w drugiej odsłonie zupełnie przestaliście radzić sobie w ataku. To efekt rozluźnienia?

- Nie wiem, czy to było rozluźnienie. Pamiętam, że w naszym poprzednim meczu z tym zespołem we Włocławku było podobnie. Wygrywaliśmy na początku chyba z 9-0, a potem oni nas doszli i zaczęli budować swoją przewagę, nasza gra się popsuła i na odrobienie strat zabrakło czasu. Tym razem graliśmy trochę podobnie, raz lepiej, raz gorzej, ale na szczęście wygraliśmy, choć zdecydowanie musimy to ustabilizować.

Tamta sytuacja to był efekt tego, że wy poczuliście się zbyt pewnie czy PGE Turów zaczął grać lepiej?

- Chyba dużo jednak w tym naszej winy. Nie wiem, może mówię tak bo jestem z Anwilu, ale wydaje mi się, że jesteśmy lepszym zespołem niż Turów, mamy lepszych zawodników i powinniśmy umieć wykorzystywać takie sytuacje jak wysokie prowadzenie i nie pozwalać przeciwnikowi wrócić do gry. Jeśli chcemy zajść daleko w play-off, a chcemy bardzo mocno, musimy to na pewno poprawić.

Do poprawki są także zbiórki, przegrane dziś 29:41...

- Rzeczywiście. PGE Turów dość łatwo radził sobie pod tablicami, co spowodowało, że wyraźnie wygrali z nami zbiórki, a w ataku mieli ich aż 15. Musimy to poprawić i zdecydowanie bardziej zawalczyć o piłki po niecelnych rzutach, bo to może być kluczowe dla losów serii. Na pewno przed drugim meczem obejrzymy sobie to spotkanie raz jeszcze i będziemy chcieli zwrócić szczególną uwagę na to, co zrobiliśmy źle, żeby to poprawić. Każda piłka Turowa w ataku, to jest możliwość zdobycia punktów i musimy ten element zneutralizować.

Poza zbiórkami, co wymaga skupienia, większej uwagi i generalnie poprawy, żeby powiększyć ten korzystny dla was bilans?

- Zdecydowanie do poprawy jest powrót do obrony, bo dzisiaj Turów kilkukrotnie wyprowadził szybkie ataki, po których zdobywał łatwe punkty. Tego musimy uniknąć, chociaż bardziej powinniśmy się skupić na tym, by ustabilizować swoją własną grę w ataku. Nie chodzi przecież o to byśmy w jednym momencie grali wspaniale, a w drugim zupełnie oddawali pole do popisu rywalom, ale byśmy cały czas grali równo. Owszem, w każdym meczu zdarza się słabszy moment, ale musimy umieć sobie z nim poradzić. Nie może być jednak tak, że w jednej kwarcie rzucamy bardzo łatwo ponad 20 punktów, a w drugiej ledwo przekraczamy barierę 10.

Wygrane zbiórki przez Turów wydają się mieć jednak największe znaczenie. Dzięki temu, że goście raz po raz ponawiali swoje akcje, trzymali się was blisko, bo ze skutecznością mieli sporo problemów - tylko 38 procent za dwa i za trzy. Jesteście zadowoleni ze swojej defensywy?

- To są play-off i graliśmy bardzo mocno w obronie. Staraliśmy się nie zostawiać im zbyt wiele miejsce, stąd rywale pudłowali i to też jest nasz sukces. Pod koszem właściwie nie było centymetra wolnego miejsca, a z daleka chyba też nie prezentowali się tak, jakby sobie tego życzyli. W kolejnych meczach musimy grać podobnie, jak nie mocniej.

Wygraliście pierwszy mecz - czujecie pewną przewagę psychologiczną?

- Na pewno jakaś przewaga psychologiczna jest na naszą korzyść, ale to nie ma większego znaczenia. W naszej głowie musi być stan 0-0, a nie 1-0, bo tylko wtedy będziemy mogli wyjść na parkiet w środę zmobilizowani i nastawieni na zwycięstwo.

Prowadzenie 1-0 oznacza, że w środę Turów rzuci się do bardzo mocnej gry od samego początku. W przypadku porażki bowiem wrócą do Zgorzelca stojąc niejako pod ścianą...

- Turów to bardzo mocny zespół, więc rzeczywiście oczekujemy tego, że nie odpuszczą i będą grać bardzo agresywnie od samego początku. Jeśli wygramy, a głęboko wierzę, że tak się będzie, nasze zwycięstwo sprawi, że staną pod ścianą i w Zgorzelcu będzie spoczywała na nich wielka presja, dlatego musimy być przygotowani, że środowe starcie to będzie prawdziwa wojna. Tym samym wrócę do tego, co powiedziałem przed chwilą - musimy podejść do drugiego spotkania z przekonaniem, że nadal jest 0-0.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)