Zachować status quo - wywiad z Arkadiuszem Lewandowskim, prezesem Anwilu Włocławek

Anwil Włocławek po raz drugi z rzędu zakończył sezon na etapie ćwierćfinału. Powoli trzeba zapominać jednak o przeszłości i podejmować decyzje odnośnie kolejnych rozgrywek, które w pierwszej kolejności będą wynikać z budżetu. - Bardzo bym chciał byśmy zachowali status quo, ale liczę się również z tym, że będziemy musieli radzić sobie ze znacznie mniejszym budżetem - mówi Arkadiusz Lewandowski, prezes Anwilu, w wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl.

Michał Fałkowski: Panie prezesie, czuje pan odpowiedzialność za wynik w tym sezonie?

Arkadiusz Lewandowski: Po części na pewno tak, zresztą moja sytuacja jest zbieżna z tą trenera Krzysztofa Szablowskiego, który przejął zespół w pewnym momencie sezonu, tak jak i ja dołączyłem do niego w trakcie. Uważam, że jeśli powiedziało się "A", to trzeba także umieć powiedzieć "B", choć oczywiście wymiar, nazwijmy to, konsekwencji, jest zdecydowanie różny od tego, jakbym pracował od początku sezonu. Niemniej, wynik zespołu odbieram negatywnie i tak do tego podchodzę.

A czy pan jest adekwatną osobą do oceny tego, co zdarzyło się w zakończonym sezonie?

- Nie, i nawet nie będę próbował tego oceniać, bo mi po prostu nie wypada. Mam oczywiście świadomość tego wszystkiego, co działo się w tym sezonie, za pewien odcinek prac również i ja ponoszę konsekwencje i odpowiedzialność. Był to jednak odcinek na tyle niewielki, że gdybym teraz zabrał się za ocenianie wszystkiego, byłoby to po prostu bardzo nieeleganckie. Inną sprawą jest, że uważam, iż w tym sezonie mogliśmy zrobić troszeczkę więcej. W pewnym momencie wydawało się, że gra w półfinale jest naprawdę osiągalna i z tego, jak to wszystko się potoczyło, mogę być niezadowolony. Zresztą, tak jak z pewnością większość kibiców, jestem zdania, że tego sezonu nijak nie można nazwać satysfakcjonującym, gdyż efekt końcowy okazał się daleki od oczekiwań. Dodatkowo, trzeba pamiętać, że klub to również firma, tak jak każda spółka akcyjna, i z tego punktu widzenia musimy teraz dokonać pewnych podsumowań oraz korekt. Wbrew pozorom okres wakacyjny jest bardzo pracowity.

Po tak niesatysfakcjonującym sezonie nadchodzi czas na wyciąganie wniosków. Od czego pan zacznie?

- Sezon dopiero co się zakończył, na pewno bardzo dużo w najbliższych dniach będzie zależało od tego, jak oceni nas nasz główny sponsor, firma Anwil, dzięki której koszykówka istnieje we Włocławku od bardzo dawna. Na pewno odbędziemy szereg rozmów, w których ustalimy wspólnie jaki kierunek musimy przyjąć. Ja cały czas podkreślam, że powinniśmy działać dwutorowo: koszykówka jest oczywiście najważniejsza, bo jesteśmy klubem sportowym, ale to nie wszystko, gdyż bardzo ważne są także aspekty marketingowe. Pomagają one budować markę naszego klubu, a także przynoszą splendor naszemu strategicznemu sponsorowi. Bardzo istotne jest budowanie dobrego wizerunku. Jednocześnie będziemy cały czas zajęci procesem weryfikacji poprzedniego sezonu pod względem administracyjnym czy finansowym, po to, by za chwilę rozpocząć przygotowania do kolejnych rozgrywek.

Czy może pan już zdradzić coś odnośnie budżetu na przyszły sezon?

- Bardzo bym chciał byśmy zachowali status quo, ale liczę się również z tym, że będziemy musieli radzić sobie ze znacznie mniejszym budżetem. Na ten fakt wpływają różne czynniki, które są w tej chwili uporządkowywane. Musimy ustalić sytuację rzeczywistą i spróbować przewidzieć, w jaki sposób może ona rzutować na przyszłość. Wiadomo, że budżet to dla nas sprawa kluczowa, bo na chwilę obecną nie możemy podjąć żadnych wiążących decyzji odnośnie trenera czy zawodników.

Uproszczony schemat mówi, że trener wybiera zawodników, a trenera wybiera prezes. Myślał pan już o tej kwestii?

- Oczywiście, że tak, bo to prezes składa autograf pod kontraktem z trenerem. Prezes bierze odpowiedzialność za podjęcie takiej decyzji, za rozpoczęcie współpracy z tym, a nie innym trenerem. Powierzenie funkcji pierwszego trenera to bardzo złożony proces, bo dana postać musi pasować również do ogólnej koncepcji działania klubu. Nie ma więc możliwości by podjąć taką decyzję zbyt pochopnie. Jednocześnie jednak chcę zauważyć, że tak ważny wybór będzie z pewnością konsultowany. Nie mogę powziąć go autorytarnie, również mam swoich szefów, mogę jedynie przedstawiać swoją koncepcję. Na chwilę obecną jest jednak za wcześnie na jakiekolwiek konkrety. Można wysłuchiwać propozycji, można myśleć o różnych aspektach, ale nic nie jest wiążące.

Z jednej strony Krzysztof Szablowski nie osiągnął z zespołem żadnego sukcesu, ale z drugiej - wprowadził zupełnie nową jakość, zmienił oblicze drużyny, która nie była zbudowana według jego konceptu. Nie ma pan wrażenia, że kwestia pozostawienia trenera Szablowskiego albo zaufania innemu szkoleniowcowi będzie jedną najtrudniejszych jakie podejmowano we Włocławku w ostatnich latach?

- Dokładnie o tym samym myślę. Tym bardziej, że kibice we Włocławku nie są ludźmi z przypadku. W większości są to osoby znające się na koszykówce, mające własne zdanie na temat działalności klubu i to jeszcze bardziej potęguje ciężar podjęcia tej decyzji. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że swoim wyborem nie usatysfakcjonuję wszystkich, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie z nim polemizował. To ciężki orzech do zgryzienia, bo wybór trenera rzutuje na inne decyzje dotyczące tego jak będzie funkcjonować klub: jaka będzie filozofia budowy zespołu oraz jak obudować drużynę szeroko pojętym marketingiem, który według mnie jest szalenie istotny. A na to również będę chciał położyć nacisk.

Co ma pan na myśli?

- Dzisiejszy sport to widowisko, show. Sam mecz to tylko przysłowiowa wisienka na torcie, a my obecnie musimy stworzyć ten tort. Żyjemy w takich czasach, gdzie rozrywkę mamy na wyciągnięcie ręki i kto nie zrozumie, że obok sportu jest jeszcze kino, Internet, centrum handlowe, ten przegra. Widzimy przecież jak wygląda sytuacja z frekwencją, 2800 kibiców w Hali Mistrzów musimy uznać za dobry wynik, a gdzie te czasy, gdy wszystkie bilety na mecze we Włocławku sprzedawały się w godzinę? Jestem zdania, że klub powinien dbać o kwestie, nazwijmy to, "okołomeczowe", takie jak konkursy, promocje, wszystko co zbuduje widowisko, którego najważniejszą częścią jest mecz koszykówki. Jesteśmy jednym z wielu produktów na rynku, który musi sprawić, że kibice będą chcieli z niego skorzystać.

Niemniej z drugiej strony kibic przychodzi na mecz, żeby obejrzeć koszykówkę i jeśli klub nie zapewni godziwej jakości w tym wymiarze, kwestie pozasportowe stracą na znaczeniu.

- Oczywiście! Nikt nie przyjdzie do Hali Mistrzów tylko dlatego, że mamy fajną gazetkę czy dlatego, że ktoś ładnie zatańczy. Chcemy dobrej, widowiskowej koszykówki. Każdy kto przyjdzie będzie chciał obejrzeć zawodników, którzy oddadzą serce za swój klub, takich, których będzie mógł oklaskiwać i z którymi będzie mógł się utożsamiać.

Pewne kwestie pozasportowe, czy sytuacje "okołomeczowe", już działy się w tym sezonie. Mam na myśli pojawienie się w sektorze VIP Igora Griszczuka. Czy klub nie powinien iść dalej tym torem; czy byli prezesi klubu, panowie Andrzej Dulniak, Ryszard Badura i Zbigniew Polatowski, nie powinni mieć, w cudzysłowie "złotych krzesełek" w Hali Mistrzów? Tak samo zresztą jak wspomniany Igor Griszczuk czy Andrzej Pluta?

- Część z tych dżentelmenów pojawia się już w hali. Kwestią czysto techniczną jest, czy to będzie wręczenie "dożywotniego karnetu", czy jakaś inna forma, ale ja bardzo bym chciał, by te postaci pojawiały się w Hali Mistrzów. Rozpoznawalne twarze przyciągają kibica, młodsi kibice słyszeli o nich z ust starszych, a ci pamiętają ich sprzed lat i tak to się ładnie „napędza”. Dlatego dla mnie to nic nadzwyczajnego, że Griszczuk pojawił się w hali na meczu. To jest po prostu "oczywista oczywistość", jak mawiał klasyk, i takich oczywistości mam nadzieję będzie więcej. Dla mnie miejsce Igora podczas meczu jest w hali. Oczywiście on sam zadecyduje czy chce przyjść, ale jeśli ma takie życzenie, to ja muszę stworzyć mu wszystkie okoliczności ku temu. Jednocześnie jednak, chcę by każdy kibic, który przyjdzie na mecz dopingować swój zespół, czuł się podobnie. Sponsorzy strategiczni, pomniejsi sponsorzy, byli zawodnicy czy prezesi, kibice z "H1", czy każdy inny kibic - każdy z nich powinien czuć się w Hali Mistrzów potrzebny i doceniany. Dzięki nim wszystkim i dla nich przecież ten klub funkcjonuje. Moim zadaniem jest sprawić, żeby taka atmosfera została wytworzona, choć oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie jest możliwe pogodzić wizje wszystkich fanów. Chciałbym jednak wyjść naprzeciw oczekiwaniom kibiców zarówno pod względem sportowym, jak i eventami, jak wspominaliśmy, "okołomeczowymi".

Odchodząc nieco od tematu marketingu, wróćmy do kwestii personalnych - jaki jest obecny status zawodników z zeszłego sezonu?

- Dopóki nie ma kontraktu, nie można powiedzieć, że ten lub tamten zawodnik jest nasz. Oczywiście, można mieć jakieś przemyślenia, i my takowe mamy, ale na chwilę obecną wszystko jest w zawieszeniu, bo nie ma ostatecznie sprecyzowanego budżetu i nie ma decyzji o wyborze trenera. Wysoce niepoważne byłoby umawianie się z zawodnikami na temat gry w naszym zespole bez pierwszego szkoleniowca, bo to on określa ramy i kształt drużyny. Jasne, czasami zdarza się tak, że trener przychodzi i pewne warunki, czy też pewne postaci, musi zaakceptować, ale czy tak będzie w naszym przypadku, nie wiemy.

Dardan Berisha, Seid Hajrić, Łukasz Majewski, Krzysztof Szubarga - ci zawodnicy mają kontrakty lub mówi się, że wykazują chęć pozostania we Włocławku.

- Dardan Berisha jest wolnym zawodnikiem. Rzeczywiście, miał kontrakt trzyletni, ale umowa ta została przed sezonem zmieniona na dwuletnią i aktualnie nie wiąże go z klubem żadne porozumienie. Umowy z Anwilem mają Łukasz i Seid, ale to tylko pewnego rodzaju obligo - te kontrakty zawierają opcje przedłużenia na kolejny sezon. Jesteśmy też umówieni na rozmowę z Krzysztofem Szubargą, jest kontrakt z Michałem Sokołowskim, chcę by grał dla nas Kamil Maciejewski. Ale ci zawodnicy, póki nie ma pierwszego trenera, są tylko opcją. Oczywiście pamiętam także o pozostałych graczach z poprzedniego sezonu, ale sprawy są otwarte, nie ma pośpiechu, na razie niczego nie deklarujemy, myślę, że za dwa-trzy tygodnie będziemy mądrzejsi.

Spinając klamrą naszą rozmowę - dwa poprzednie sezony włocławski klub zakończył na etapie ćwierćfinału. Kolejna taka porażka strąciłaby Anwil z grona czołówki ligi. Czy ma pan świadomość tego, że nadchodzący sezon może być kluczowy? Czuje pan tego typu obciążenie?

- Tak, czuję ten ciężar. Z jednej strony sytuacja budżetowa w klubie jest, jaka jest, za chwilę będziemy znać konkrety, ale wygląda na to, że podejdziemy do sezonu z mniejszymi środkami. Nie ma jednak co narzekać, taką sytuację zastałem, teraz trzeba spróbować wyjść z tych problemów oraz zrobić wynik. Teraz pytanie brzmi: czym będzie wynik? Czy poprawieniem aktualnego bilansu, czy może powtórzeniem go? A może awansem do finału czy grą w europejskich pucharach? Na przykład, jeśli budżet nam na to pozwoli, to ja zawsze uważałem, że gra w pucharach jest kwestią kluczową. Markę buduje się także przez grę na arenie międzynarodowej, a ponadto, jest to solidny argument w rozmowach z koszykarzami: może zapłacę ci mniej niż ktoś inny, ale dam ci możliwość promowania się w Europie. Dlatego na chwilę obecną nie wiemy o co tak naprawdę będziemy walczyć w kolejnych rozgrywkach, tym bardziej, że mocnych zespołów nie brakuje, a co więcej - pojawiają się nowe, coraz silniejsze, jak choćby Zastal. Kiedy będziemy znali budżet, wówczas poznamy trenera i zarys składu, a wtedy będziemy mogli ustalić założenia na kolejny sezon. Na razie jednak na to wszystko trochę za wcześnie, proszę o jeszcze trochę cierpliwości.

Źródło artykułu: