Przed sobotnim pojedynkiem trenerzy obu zespołów, Paweł Turkiewicz i Mariusz Karol, zapowiadali, iż finałowa batalia to nie będą zwykłe spotkania. Walka toczy się przecież o najwyższy cel w pierwszej lidze, czyli awans do Tauron Basket Ligi.
To, że faza play-off rządzi się swoimi prawami, mogliśmy zaobserwować w tym sezonie już wielokrotnie. Odpadali faworyci, drużyny wyżej sklasyfikowane po rozgrywkach regularnych musiały uznać wyższość teoretycznie słabszych, ale za to bardziej doświadczonych rywali. W Trójmieście, skazywana na porażkę Rosa, spełniła plan minimum, jakim było wywiezienie jednego zwycięstwa. - Jedziemy walczyć - mówił przed wyjazdem do Gdyni Jakub Zalewski.
Rzeczywiście radomianie powalczyli. Choć pierwsze dwie kwarty nie zapowiadały takiego obrotu wydarzeń, to w drugiej połowie przyjezdni zagrali tak dobrze, jak chyba jeszcze nigdy w tym sezonie. - W pierwszej połowie zawodnikom trudno było się "przestawić" na nowego przeciwnika, po pięciu meczach z MKS-em pozostały przyzwyczajenia pod kątem tego zespołu. Realizacja założeń taktycznych przyszła dopiero po pewnym czasie, po wypoceniu się - zaznacza Mariusz Karol.
Z łatwością można było również zauważyć, iż przez początkowe dwadzieścia minut zawodnicy Rosy starali się "nauczyć" hali Startu, zwłaszcza specyfiki jej koszów. - Tutejsze tablice bardzo "wchłaniają" piłkę, absorbują rzut. Moi podopieczni na początku nie do końca wiedzieli, czy mają rzucać "na czysto", czy od tablicy - podkreśla szkoleniowiec radomian.
Goście nie popadają w hurraoptymizm. Daleki od euforii jest również ich opiekun. - W niedzielę jest drugi mecz. Zanalizujemy ten pierwszy, aby jeszcze lepiej się przygotować. Play-offy to jest zupełnie inna gra. Sam miałem okazję wielokrotnie w nich uczestniczyć. Wystarczy spojrzeć na PLK, są tam wyniki 1:1 - zauważa Mariusz Karol.
Prowadzona przez niego ekipa prezentuje zwyżkę formy w kluczowych momentach rozgrywek. Po kapitalnym występie w piątym starciu przeciwko MKS-owi Dąbrowa Górnicza, w sobotę Rosa zagrała jeszcze lepiej i dojrzalej. W zespole widać kapitalną atmosferę, sportową "chemię" i wolę zwycięstwa. Przecież nie bez kozery niemal wszyscy zawodnicy ogolili głowy na łyso i zapuścili brody.
Ogoleni na łyso radomianie zagrali jak z nut
Dużą niespodziankę sprawili radomscy koszykarze w Gdyni. Niepokonany dotąd we własnej hali w fazie play-off Start już w pierwszym meczu finałowym musiał uznać wyższość Rosy. Podopieczni Mariusza Karola i Marka Łukomskiego wygrali zasłużenie, prezentując basket kompletny w drugiej połowie spotkania.