W sobotni wieczór zanosiło się na megasensację. Taką bez wątpienia byłby awans "Akademików" na zaplecze Tauron Basket Ligi. Bydgoszczanie w niedzielę pokazali jednak lwi pazur. - Mamy sporo problemów zdrowotnych - tłumaczy w rozmowie z SportoweFakty.pl opiekun gości. - Na przykład Dorian Szyttenholm grał ostrożnie ze względu na bóle w kolanie. W niedzielę postawił wszystko na jedną stawkę.
I to właśnie jego gra była kluczem do końcowego sukcesu Franz Astorii. Poznaniacy nie zamierzali ułatwiać życia swoim rywalom i w pierwszej połowie dotrzymywali im kroku. - My staraliśmy się nastawić przede wszystkim na defensywę. Nie pozwoliliśmy przeciwnikom trafiać do kosza z czystych pozycji. Ponadto wśród AZS było widać zmęczenie natężeniem sporej ilości gier - dodał Zawadka.
Mimo to aż do początku czwartej kwarty oglądaliśmy wyrównany pojedynek. Żadna ze stron nie mogła wypracować sobie większej przewagi. Na minutę przed przerwą AZS wygrywał nawet 48:47. Jak się później okazało, to był punkt zwrotny w tej zaciętej finałowej rywalizacji.
Ostatnia kwarta to popis gości. Bydgoszczanie rzucili w tej części gry aż 27 punktów, a wspomniany Dorian Szyttenholm zaliczył double-double. Dodatkowo z dystansu raz trafił Lewandowski, a obrona AZS nie mogła znaleźć sposoby na skutecznego Szyttenholma. - W porównaniu do soboty w niedzielę dobrze wykonywaliśmy rzuty wolne, czego zabrakło dwadzieścia cztery godziny wcześniej. To dało nam zwycięstwo - zakończył Zawadka.
Piąty, decydujący mecz w środę o godzinie 20:00 w Bydgoszczy.
AZS Politechnika Poznań - Franz Astoria Bydgoszcz 60:77 (12:12, 16:21, 20:17, 12:27)
AZS: Stankiewicz 10 (1), Sobkowiak 10, Baszak 9 (1), Szydłowski 9, Hybiak 8, Tkacz 5, Rostalski 4, Rzeczkowski 3 (1), Kowalewski 2, Gierwazik, Walczak i Ziółkowski 0.
Franz Astoria: Szyttenholm 21, Bierwagen 16 (1), Laydych 14 (1), Lewandowski 11 (1), Andryańczyk 6 (2), Pagacz, Szafranek i Barszczyk 2, Rąpalski 1, Raczyński 0.
Stan rywalizacji: 2-2.