To był mecz z serii tych, dla których kibice stawiają koszykówkę ponad wszelkie inne sporty. CSKA Moskwa, prowadzona w pierwszej połowie przez wspaniałego Milosa Teodosicia (trzy trójki z rzędu pod koniec drugiej kwarty), wygrywała przed zmianą połów 34:20. "Armia Czerwona" miała również solidną zaliczkę, gdy spotkanie wkraczało w czwartą kwartę (53:40), zaś na 10 sekund prowadziła jednym punktem.
Wówczas na wysokości zadania nie stanął Ramunas Siskauskas. Doświadczony Litwin przestrzelił oba rzuty wolne, a Olympiacos Pireus nie zmierzał marnować takiego prezentu. Piłka trafiła oczywiście do grającego bardzo dobre zawody Vassilisa Spanoulisa i wszyscy spodziewali się indywidualnej akcji. Grek nie rzucał jednak na siłę tylko odegrał do stojącego przy linii końcowej Giorgosa Printezisa, a ten trafił lobem na 0,7 sekund przed końcem i stambulska Sinan Erdem Arena eksplodowała wrzawą fanów z Pireusu!
Olympiacos Pireus został nowym mistrzem Euroligi, choć w połowie trzeciej kwarty, po czwartej celnej trójce Teodosicia, przegrywał już 25:41. Kiedy zaś kontrę wykończył Alexey Shved, moskwianie prowadzili nawet 53:34 w 28. minucie meczu. Ostatnie chwile tej odsłony zakończyły się jednak serią 6-0 greckiego zespołu, który dzięki temu uwierzył, że nie wszystko stracone.
Ostatnie dziesięć minut to była prawdziwa walka nerwowości i wydawało się, że w tych warunkach lepiej spiszą się bardziej doświadczeni gracze z Rosji. I wizualnie tak rzeczywiście było, bo choć Olympiacos już w 33. minucie, dzięki dwóm trójkom Kostasa Sloukasa i Marko Keselja, zmniejszył straty do stanu 48:53, impas CSKA przerwał Siskauskas. Dodatkowo, po chwili Andrei Kirilenko popisał się kapitalnym blokiem na Kyle’u Hinesie, a także zdobył dwa punkty i "Armia Czerwona" ponownie odskoczyła - 59:52.
To nie załamało jednak Greków. Trener Dusan Ivković poprosił o czas, a po przerwie najskuteczniejszy w meczu Kostas Papanikolau (18 punktów) najpierw przymierzył z daleka, a za moment, sfaulowany, wykorzystał dwa wolne i ekipa z Pireusu przegrywała tylko 60:61. Wówczas na linii wolnych stanął Siskauskas...
W ten sposób zwieńczył się piękny sen Olympiacosu o triumfie na Starym Kontynencie, w który nikt, poza trenerem Dusanem Ivkoviciem, nie wierzył. Magia legendarnego Serba zadziałała jednak po raz kolejny, a sam szkoleniowiec przeszedł do historii europejskiej koszykówki: dzierży obecnie rekord najdłuższej przerwy między zwycięstwami w Eurolidze, gdyż po raz pierwszy triumfował w tych rozgrywkach w 1997 roku, oczywiście z... Olympiacosem.
Do historii przeszedł także Spanoulis, który dołączył do Toniego Kukoca, Dejana Bodirogi i Dmitrisa Diamantidisa - tylko ten kwartet może pochwalić się więcej niż jednym tytułem MVP Final Four. Co ciekawe, Spanoulis wygrał wcześniej Euroligę z... największym wrogiem Olympiacosu, Panathinaikosem Ateny. Tak samo zresztą jak Lazaros Papadopoulos, choć środkowy w Stambule odegrał tylko epizodyczną rolę.
CSKA Moskwa - Olympiacos Pireus 61:62 (10:7, 24:13, 19:20, 8:22)
CSKA
: Teodosić 15, Kirilenko 12, Krstić 11, Siskauskas 8, Lavrinović 5, Khryapa 3, Shved 3, Gordon 2, Kaun 2, Vorontsevich 0
Olympiacos: Papanikolau 18, Spanoulis 15, Printezis 12, Antić 7, Sloukas 4, Keselj 3, Mantzaris 3, Dorsey 0, Hines 0, Law 0, Papadopoulos 0