Żadnej metamorfozy, choćby odrobiny poprawy, nie było widać w obu drużynach. Sopocianie teoretycznie poprawili się w stosunku do aktu pierwszego (przegranego wyraźnie), bo po pierwszej kwarcie byli na prowadzeniu, ale w gruncie rzeczy też spisywali się mizernie, wręcz koszmarnie. Trefl mógł sobie pluć w brodę, bo wykorzystać indolencji gospodarzy nie potrafił. Cała gra sprowadziła się do ogarniającego wszystkich chaosu i nieskuteczności.
Podobnie jak w pierwszym spotkaniu, ze złudzeń niezbyt wymagającemu pretendentowi gdynianie obdarli jeszcze w drugiej kwarcie. Asseco Prokom zaczął grać zespołowo, wcale nie musiał ograniczać swojego repertuaru do rzutów liderów Jerela Blassingame'a i Donatasa Motiejunasa. Tego dnia obaj spisywali się nieco gorzej, szwankowała im skuteczność. Toteż ciężar zdobywania punktów wzięli na siebie wszyscy. Co ciekawe, żółto-niebiescy przez długi czas fantastycznie rzucali z dystansu, znacznie częściej w ten sposób powiększali swój dorobek. Defensywa przyjezdnych właściwie nie istniała, dlatego też w dziesięć minut obrońcy tytułu uzbierali aż 31 punktów.
W obozie Karlis Muiznieks ponownie poniżej oczekiwanego poziomu wypadli Łukasz Koszarek i Filip Dylewicz. Ich zdobycz to wprawdzie połowa całego dorobku sopocian, ale właściwie wszystko w ich wykonaniu pozostawiało wiele do życzenia (łącznie trafili tylko jedenaście z trzydziestu prób). A przecież to oni mieli wyciągnąć Trefla za uszy i spróbować powalczyć z Asseco Prokomem. Nie udało się tego po raz drugi, mimo że po przerwie podopieczni Andrzeja Adamka grali z większym rozluźnieniem, zdarzały im się przestoje, więc okazji do zdecydowanego zniwelowania strat nie brakowało.
Dramatyczny zwrot w scenariuszu mógł jeszcze nastąpić, bo w ostatniej partii sopocianie zbliżyli się znacząco, w ofensywie grali na przyzwoitym poziomie, przede wszystkim zaś byli efektywni. Tego im wcześniej brakowało. Tyle że nadal nie potrafili uporać się w obronie z przeciwnikami, wśród których - co bez wątpienia było niemałym zaskoczeniem - brylowali Adam Hrycaniuk i Przemysław Frasunkiewicz. Ten pierwszy zanotował nawet double-double.
W istocie finałowa seria play-off zamieniła się w okropne widowisko. Zamiast wielkich emocji, które miały towarzyszyć derbom Trójmiasta, wcześniej elektryzującym na potęgę, przyciągającym tłumy do hal, obserwujemy droczenie się mistrza z uczniem. Jeśli tylko Asseco Prokom wypada tragicznie, wtedy rodzi się nadzieja w Treflu. Ale kiedy jest odwrotnie, nie ma mowy o równorzędnym starciu - gdynianie natychmiast i bezlitośnie z prezentu korzystają. Czy to się zmieni w Ergo Arenie, dokąd przenosi się rywalizacja?
Asseco Prokom Gdynia - Trefl Sopot 77:65 (9:12, 31:12, 19:17, 18:24)
Asseco Prokom: Adam Hrycaniuk 13, Jerel Blassingame 12, Przemysław Frasunkiewicz 11, Fiodor Dmitriew 10, Donatas Motiejunas 9, Michael Kuebler 9, Mateusz Ponitka 6, Przemysław Zamojski 5, Adam Łapeta 1, Quinton Day 1, Łukasz Seweryn 0, Piotr Szczotka 0.
Trefl: Łukasz Koszarek 17, Filip Dylewicz 15, Jermaine Mallett 12, Adam Waczyński 8, John Turek 6, Vonteego Cummings 4, Saulius Kuzminskas 2, Łukasz Wiśniewski 1, Marcin Stefański 0.
Stan rywalizacji: 2-0 dla Asseco Prokomu (do czterech zwycięstw)