Jak do tej pory rozegrano 110 siódmych meczów w historii play off. Aż 88 zwycięstw odnieśli gospodarze tych spotkań, przy 22 triumfach gości.
Być może jednak nie będzie to miało żadnego znaczenia w sobotnim meczu pomiędzy Miami Heat a Boston Celtics. Seria ta obfitowała bowiem w wiele niespodziewanych zwrotów. Zaczęło się od 2:0 dla Żaru, po czym trzy kolejne starcia padły łupem Celtów. Szóste spotkanie znów jednak wygrali koszykarze z Florydy po kapitalnym występie LeBrona Jamesa, który zdobył 45 punktów.
Obie drużyny mają o co grać. Dla Celtów jest to ostatnia szansa na mistrzowski tytuł w tym składzie. Mówi się, że po sezonie dojdzie do zmian i zakończy się era Wielkiej Trójki w Bostonie (Garnett, Pierce, Allen).
Z kolei jeszcze większe oczekiwania pokłada się w ekipie Miami, która została stworzona właśnie po to, aby zdobywać najwyższe laury. Jeśli nie będzie awansu to wielkiego finału, na pewno będzie to rozpatrywane w kategoriach porażki.
- Oba zespoły zagrają na takim samym poziomie zaangażowania i to jest właśnie piękno siódmych meczów - mówi Erik Spoelstra, trener Miami. - Walczyliśmy, dlatego mamy prawo gry we własnej hali w tym meczu. To nie ma jednak większego znaczenia, ponieważ musimy zagrać tak samo skoncentrowani i z takim samym zaangażowaniem jak w poprzednim spotkaniu - dodaje.
Warto podkreślić, że dla Celtics będzie to już siódmy decydujący mecz w ostatnich pięciu latach. Ich bilans to 4-2, a ostatnio triumf w Game 7 odnieśli kilkanaście dni temu pokonując Philadelphię 76ers w półfinale Wschodu.