Prawdą jest bowiem, że zdecydowana większość składu już od początku maja wspólnie szlifowała formę i w zasadzie przez ponad dwa miesiące nie miała chwili wytchnienia. - Dziękuję dziewczynom za ten czas oraz ich poświęcenie. Mieliśmy kilka kadrowych perypetii, ale wbrew przeciwnościom skleciliśmy bardzo ciekawy team, który do końca bił się o swoje - komentuje Jacek Winnicki.
Biało-czerwone przez wielu jeszcze w trakcie przygotowań zostały skreślone. Działo się tak dlatego, ponieważ zabrakło liderek, Eweliny Kobryn czy Agnieszki Bibrzyckiej, które miały zapewniać zwycięstwa. Mimo to, bilans osiągnięty w ośmiu spotkaniach może budzić uznanie. - Jesteśmy chyba jedynym zespołem spośród wszystkich grup, który przy aż sześciu wygranych nie wywalczył promocji do imprezy finałowej. Byliśmy gorsi jedynie w zestawieniu małych punktów - mówi 45-letni coach i po chwili dodaje. - Niemniej podjęliśmy rękawice w starciach z silnymi rywalami, Serbią oraz Czarnogórą.
Nie zapomniał on przy tym zwrócić się w stronę swoich asystentów, którzy w początkowych tygodniach przeprowadzali cykl treningowy. - Dariusz Raczyński i Krzysztof Szewczyk świetnie się spisali. Zresztą w ogóle cały sztab moich współpracowników doskonale wykonywał swoje obowiązki. Dobrze, że również tutaj byli.
Ostatecznie jednak upragnionego celu nie udało się osiągnąć i to jest chyba jedyna większa rysa na wizerunku drużyny, która sporo przeszła i wcale nie była gorsza od wyżej notowanych faworytów. - Szkoda tego całokształtu. Cóż więcej powiedzieć? Do występu w mistrzostwach Europy zabrakło rzeczywiście niewiele.