Michał Ignerski po powrocie do reprezentacji Polski z miejsca stał się jej liderem. W towarzyskich pojedynkach z Chinami imponował spokojem i dokładnością w ataku. Karcił rywali celnymi rzutami z dystansu, a dzięki jednej z takich prób dobitnie przyczynił się do niedzielnego zwycięstwa. W 39. minucie świetnie zorganizowaną akcję, zakończył celnym rzutem zza linii 6,75m, wyprowadzając zespół na 2-puntkowe prowadzenie w newralgicznym momencie.
- Wszyscy byliśmy pobudzeni, mieliśmy w sobie złość za wczorajszą porażkę i bardziej walczyliśmy na deskach. Pomimo zmęczenia doprowadziliśmy do remisu, a także zwycięstwa. Takie mecze spajają nasz zespół - mówił tuż po zakończeniu pojedynku Ignerski.
32-letni skrzydłowy zapikował Azjatom 17 punktów, a dzień wcześniej rzucił 4 "oczka" więcej. Dzięki tym zdobyczom dobił do magicznej granicy 600 zdobytych punktów.
- Nie wiedziałem o tym, ale to tak naprawdę nie ma większego znaczenia. Liczą się tylko zwycięstwa reprezentacji - przyznał skromnie. - Jestem strzelcem, muszę więc ciągnąć drużynę i pomagać młodszym. Grałem dziś jako silny skrzydłowy, miałem wiele otwartych pozycji, które zamieniałem na punkty. Bardziej satysfakcjonuje mnie jednak charakter naszego zespołu - panujemy nad sytuacją i utrzymujemy spokój - dodawał.