Łukasz Koszarek i Jerel Blassingame byli dwoma najlepszymi rozgrywającymi poprzedniego sezonu TBL. Potwierdzali to nie tylko swoimi statystykami, ale także osiągnięciami prowadzonych przez siebie drużyn. Trefl Sopot Koszarka zdobył srebro przegrywając tytuł mistrzowski dopiero w siódmym meczu finału z Asseco Prokomem Gdynia Blassingame’a. Obaj doprowadzili swoje zespoły do finału ligi, a teraz przyjdzie im grać razem i prowadzić do sukcesów jeden klub.
Od dnia, w którym informacja o kontrakcie Łukasza Koszarka w Gdyni została podana do publicznej wiadomości, zastanawiano się jak ci dwaj koszykarze podzielą między siebie minuty i jak trener Kestutis Kemzura nakłoni ich, aby grali nie tylko z korzyścią dla siebie, ale i dla Asseco Prokomu Gdynia. Nakłaniać to w tym momencie chyba zbyt mocne słowo. Ich do tego w żadnym stopniu nie trzeba przekonywać.
- To jest piękno koszykówki na najwyższym poziomie. Będąc w zespole euroligowym musisz mieć tę świadomość, że potrzebujesz dwóch równorzędnych koszykarzy na tej samej pozycji. Po za tym, Łukasz w poprzednim sezonie udowodnił, że jest świetnym graczem i cieszę się, że go mam w zespole. Chodzi tylko o to, żebyśmy umieli się dogadać, tak żeby zespół na tym korzystał - wyjaśnia Amerykanin.
- Pokażemy, że jest miejsce dla nas obu na parkiecie. Uważam, że już w tym turnieju było to trochę widać. Przy wspólnej grze ja może trochę więcej biegam po zasłonach, ale nie jest to dla mnie problem. Patrzymy jednak również na to, kto przeciwko nam broni i mamy ustawione zagrywki, by reagować na krycie ze strony rywali. Jestem przekonany, że z czasem nasza współpraca będzie wyglądać jeszcze lepiej - powiedział z kolei dla serwisu 2TAKTY Koszarek.
Wiele osób błędnie postrzegało grę pary rozgrywających z Trójmiasta pod kątem tego, kto będzie grał w pierwszej piątce, a kto w tym czasie kisił się na ławce. Słyszałem nawet plotki o buncie Amerykanina, który jakoby nie godził się na brak gry w wyjściowym składzie. Jednak z korzyścią dla sympatyków mistrza Polski problemy te można odstawić daleko na bok. Minut i gry starczy dla każdego.
Od początku byłem przekonany, że trener Kemzura w wielu momentach obu playmakerów desygnuje do gry w tym samym zestawieniu, a nie pójdzie na skróty i podzieli między nich 40 minut gry z pozycji nr jeden. W końcu obaj są świetnymi strzelcami z dalszej i bliższej odległości (Koszarek oddał 203 rzuty za trzy w poprzednim sezonie, trafiając 99!), nie mają problemów z mijaniem przeciwników, a o ich umiejętnościach kreowania gry dla partnerów chyba nie trzeba przypominać.
Przekonania te zdały się potwierdzić już w miniony weekend we Włocławku podczas ósmej edycji Kasztelan Basketball Cup. Dla Asseco Prokomu był to dopiero pierwszy moment, w którym drużyna zaprezentowała się publiczności podczas oficjalnego sparingu, choć skład gdynian był daleki od tego, w jakim przyjdzie im grać w sezonie. Dość powiedzieć, że rotację musieli ratować przebywający gościnnie na treningach Dardan Berisha i Krzysztof Roszyk.
Podczas spotkań mistrza Polski przyglądałem się jednak dwóm sytuacjom - grze Drew Viney'a i współpracy Koszarka z Blassingamem, podziale minut dla tych koszykarzy i selekcji ich rzutów, gdy razem przebywali na parkiecie.
Mimo początkowych wątpliwości co do przydatności Koszarka na pozycji rzucającego teraz jestem pewien, że para ta zdominuje rozgrywki w Tauron Basket Lidze. Trener Kemzura często desygnował do gry obu panów jednocześnie na pozycjach obwodowych i w tym czasie, mimo że grali i rozgrywali piłkę wymiennie w ataku pozycyjnym, nie trudno było zauważyć, że to Koszarek spełnia rolę rzucającego, a Blassingame stara się kreować mu pozycję do rzutu.
Zgodnie z tym co przyznawał Koszarek, podczas wspólnej gry z Amerykaninem więcej biegał po zasłonach i to przyniosło dużo dobrego Asseco Prokomowi. Obaj zawodnicy swoją siłę pokazali w meczu zamykającym Kasztelan Basketball Cup 2012, w którym zdominowali Anwil Włocławek. Osamotniony Krzysztof Szubarga, mimo że starał się z całych sił, aby po obu stronach parkietu napsuć Blassingame’owi jak najwięcej krwi, nie był w stanie wygrać rywalizacji z gdyńską parą.
Koszarek perfekcyjnie wypunktował kryjącego go Marcusa Ginyarda. Uwalniał się po zasłonach, trafiał trójki sprzed nosa lub mijał wchodząc bezkarnie pod sam kosz. Cały mecz zakończył z dorobkiem 18 punktów, grając jak typowy, klasyczny rzucający. W tym czasie Blassingame toczył boje z Szubargą. Próbował rzutów w swoim stylu z dystansu, po wejściach na piąty metr i rzutach sprzed nosa obrońcy lub wypatrywał biegającego Koszarka. Rzutami dzielili się niemal po połowie, na minuty żaden z nich również nie powinien narzekać.
Anwil - Asseco Prokom
Koszarek: 30 min, 10 rzutów, 4 as
Blassingame: 34 min, 10 rzutów, 7 as
Asseco Prokom - VEF Ryga
Koszarek: 29 min, 11 rzutów, 5 as
Blassingame: 26 min, 7 rzutów, 6 as
Wniosek może być tylko jeden. Mało komu udawało się zatrzymać w poprzednim sezonie rozgrywającego Trefla lub Asseco Prokomu. Wielu chciało ich zmęczyć, naciskać pressingiem lub liczyć na problemy z faulami. Teraz rywale mają podwójny problem. Nawet jeśli uda im się ta sztuka z jednym z graczy gdynian, to drugi będzie stał na posterunku. Częściej jednak obaj jednocześnie będą siać postrach na połowie przeciwnika. Właśnie tym wygrali z Anwilem, mimo że byli bez swoich dwóch środkowych, w wielu minutach z Piotrem Szczotką na piątce. Anwil pod koszem miał pełen zestaw, zadecydował jednak skuteczny obwód, czyli Koszarek i Blassingame.
Pamiętać należy, że były to dopiero pierwsze sparingi Asseco Prokomu Gdynia. W dodatku mistrz Polski grał w niepełnym składzie, bez ważnego gracza z pozycji rzucającego/niskiego skrzydłowego, który na pewno zabierze część minut bohaterom tego tekstu ze wskazaniem na Koszarka. Niemniej jednak pewne wnioski można wyciągać, a i tak rozgrywki Tauron Basket Ligi zweryfikują wszystkie przywidywania.