Michał Fałkowski: Kilka znaków zapytania

W weekend podopieczni Dainiusa Adomaitisa zmierzą się po raz ostatni w meczach sparingowych przed zbliżającym się sezonem. Kilka rzeczy jeszcze wymaga sprawdzenia w warunkach meczowych.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Podczas pobytu w Kownie udało mi się przez chwilę porozmawiać z Dariuszem Ławrynowiczem, który stwierdził, że włocławski zespół z Dainiusem Adomaitisem w roli trenera ma w sobie pewną kulturę gry. Rzeczywiście, oglądałem prawie wszystkie mecze przedsezonowe Anwilu i jestem zdania, że tamto spotkanie z Żalgirisem Kowno było najlepszym ze wszystkich.

Bardzo mocno wierzę w to, że trener "Doma" jest w stanie sprawić, że zespół Anwilu Włocławek w ciągu mniej więcej dwóch-trzech lat powróci jako "etatowy" uczestnik finału play-off. W tym sezonie jednak nie ma żadnego parcia na sukces, więc takowym, który w pełni usatysfakcjonuje kibiców z Hali Mistrzów będzie gra w półfinale.

Nie oznacza to jednak, że obecna gra Anwilu jest wolna od błędów. Nie jest, a co więcej - Litwin ma jeszcze kilka znaków zapytania do rozszyfrowania. Z drugiej strony, nie jest aż tak tragicznie jak wieszczą kibice we Włocławku, którzy pojedynczych zawodników przekreślają tylko dlatego, że piłka nie trafiła w obręcz...

W najbliższy weekend "Rottweilery" zmierzą się z Jeziorem Tarnobrzeg oraz ze zwycięzcą (lub przegranym w przypadku porażki) spotkania Rosa Radom - MKS Dąbrowa Górnicza. Choć dotychczasowymi meczami trener Adomaitis pokazał już, że przede wszystkim zależy mu na szlifowaniu taktyki, niż na wynikach (ktoś zauważył, że zagrywki drużyny zmieniały się wraz z poszczególnymi kwartami w meczach?), to jednak w najbliższych meczach warunki do przećwiczenia ostatnich elementów będą wyborne.

A kilka spraw wymaga zastanowienia:

1) Jasny podział - mądrzy ludzie zwykli mawiać, że zespół jest tak silny, jak nie jego lider, ale ławka rezerwowych. Moim zdaniem Anwil ławkę rezerwowych ma solidną (tylko lub aż, jak na warunki finansowe), ale problem nie leży w umiejętnościach i potencjale poszczególnych graczy, ale w tym, że trener Adomaitis dosyć wyraźnie odciął graczy pierwszego planu od drugiego. Przesadą jest stwierdzenie, że weekendowe mecze będą tymi w stylu ostatniej szansy dla rezerwowych, bo według mnie będą bardzo istotne dla obu stron, w tym dla samego Litwina. Zaszufladkowanie graczy nie czyni niczego dobrego, a dodatkowo sprawia, że zawodnicy tracą pewność siebie. Zwiększeniem rotacji i zbilansowaniem nie tyle nawet co samych minut, ile aktywności w ataku i udziału w ofensywnej taktyce, trener Anwilu zdecydowanie wzmocniłby zespół pod względem mentalnym.

2) Silne skrzydło, czy może słabe - bardzo ważne miejsce w koncepcji Adomaitisa zajmuje pozycja numer cztery, na której mogą grać: Ruben BoykinMateusz Bartosz, Przemysław Frasunkiewicz i Seid Hajrić. Ostatniego szkoleniowiec nie wystawia jednak na tej pozycji, bowiem silny skrzydłowy według jego wizji ma być maksymalnie mobilny, a "Franca" do tej pory na czwórce nie oglądałem, choć wiem, że na treningach próbowany był w tej roli. Tym samym zostają Boykin i Bartosz. I o ile ten pierwszy doskonale wypełnia zadania powierzane mu przez trenera, wszak taktyka jest idealna na jego umiejętność gry przodem do kosza, o tyle Polak już niekoniecznie. Ma to swoje bardzo proste uwarunkowanie. Bartosz jest po prostu innym koszykarzem - graczem walki podkoszowej, graczem zbiórek, zasłon i rzucania z daleka. Gdy przebywa na boisku, przeniesienie akcentu na inną pozycję winno być automatyczne.

3) Gdyńscy mistrzowie trójek - trener Tomas Pacesas idealnie wpasował Łukasza Seweryna i Przemysława Frasunkiewicza w taktykę Asseco Prokomu Gdynia. Gdy rozmawiałem z trenerem Adomaitisem na temat ich gry w drodze powrotnej z Kowna, tajemniczo się uśmiechnął i powiedział, że nie wszystkie karty jeszcze odkrył. Z niecierpliwością zatem czekam na ten moment, w którym Jezioro, Rosa lub MKS będzie chciało przećwiczyć obronę strefową.

4) Ukierunkowanie Ginyarda - elementów koszykarskiego rzemiosła można się nauczyć. Nie można natomiast nauczyć się rozumienia, czytania i czucia gry, tzw. boiskowego IQ. Marcus Ginyard boiskowe IQ ma na tyle wysokie, że angażuje się praktycznie w każdy detal na parkiecie: rzuca, rozgrywa, podaje, broni, zbiera... Bardzo przypomina mi w tym Edgarsa Snepsa, który ponad 10 lat temu również pełnił podobną rolę, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, "łatacza" wszelkich luk w grze. Amerykanin może stać się zawodnikiem na miarę Łotysza, ale potrzebuje ukierunkowania i wskazówek jak ma grać. Czasami bowiem wydaje się, że chciałby zaangażować się we wszystko, co nie do końca jest właściwe. Amerykanin potrzebuje popchnięcia we właściwym kierunku, które pozwoli mu np. skupić się na rozwoju wielu elementów, przy jednoczesnym doprowadzeniu do perfekcji kilku z nich.

5) Młodzi gniewni - mecze weekendowe to prawdopodobnie "być albo nie być" dla Kamila Maciejewskiego i Michała Sokołowskiego. W Radomiu z pewnością dostaną swoje minuty, a rywale będą mniej wymagający niż we Włocławku czy Kownie. To dla nich szansa. Obecnie zdecydowanie wyżej stoją obecnie akcje tego drugiego zawodnika, choć gdy do gry wróci Tony Weeden, ich obu może przyspawać do ławki rezerwowych.

I na końcu dochodzimy do prawdopodobnie najważniejszego szczegółu, który zaważył na aktualnej dyspozycji całej drużyny w okresie przygotowawczym - kontuzji Weedena. Amerykanina ma swoich zwolenników i antagonistów, ale żadnych wątpliwości nie powinien budzić fakt, że brak podstawowego rzucającego, który dodatkowo ma pełnić rolę zmiennika na pozycji numer jeden, zburzył właściwie całą rotację na pozycjach jeden-trzy.

Nie mówiąc już o tym, że w każdym z meczów m.in. Pucharu Kasztelana Anwil zdobywał te kilka-kilkanaście punktów mniej.

Kto wie czy gdyby drużyna mogła grać i trenować w "normalnym" zestawieniu, w ogóle nie byłoby tego artykułu. Gdyby... Na chwilę obecną jednak odsyłam do punktów 1-5.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×