Euroliga: Cantu uzupełniło stawkę

W piątek późnym wieczorem poznaliśmy drużynę, która dołączyła do grona zespołów Euroligi. Cantu wygrało w finale turnieju rozgrywanego we włoskim Desio z Le Mans 80:66.

Finałowa obsada, co już wcześniej podkreślaliśmy, była sporym zaskoczeniem. Większość obserwatorów spodziewała się konfrontacji Uniksu Kazań z Pallacanestro Cantu, jednak po raz kolejny sport okazał się nieprzewidywalny i w półfinale Rosjanie musieli uznać wyższość Le Mans Sarthe Basket.

Piątkowe starcie od początku przebiegało pod dyktando Włochów. Podopieczni Andrei Trincheriego szybko uzyskali kilku punktową przewagę, która zapewniła im komfort gry. Losy meczu wydawały się być rozstrzygnięte już do przerwy, gdyż Cantu schodząc do szatni prowadziło 44:28. Podobnie jak we wcześniejszych meczach "pierwsze skrzypce" w zespole z Lombardii zagrał Pietro Aradori, który w tym dniu miał jednak duże wsparcie ze strony kolegów. Punkty w ekipie Wicemistrza Włoch rozkładały się bardzo równomiernie.

Rewelacyjny występ zaliczył zwłaszcza Maarten Leunen. Amerykański skrzydłowy przebywał na parkiecie 24 minuty i w tym czasie popisał się 100 proc. skutecznością rzutów za dwa i 75 proc. za 3 punkty, łącznie zdobywając ich 15. Dzielnie wtórowali mu Manuchar Markoischvili, Marco Cousin i wspomniany już Aradori. Ponadto cały zespół zaprezentował twardą grę w obronie, nie pozwalając zupełnie rozwinąć skrzydeł rywalowi. To właśnie defensywa okazała się kluczem do sukcesu.

W szeregach Francuzów widać było ewidentnie zmęczenie czwartkowym starciem z Unicsem, zwłaszcza, że trener John David Jackson na turnieju w Desio miał bardzo ograniczoną możliwość rotowania składem, grając właściwie ósemką zawodników.
Nie wystąpił Thomas Ceci, a gdy Alain Koffi szybko złapał uraz i opuścił parkiet, Le Mans nie było już w stanie poważnie zagrozić Włochom. Słabszy dzień zaliczył także lider zespołu Joao Paulo Batista, który pomimo zdobycia 15 "oczek", miał ogromne problemy z podkoszowymi Cantu. Włosi wyciągnęli wnioski ze starcia Le Mans z Unicsem, odrzucając Francuzów na dystans, z którego ci z fatalnie pudłowali trafiając zaledwie 1 na 12 prób. Taka taktyka się opłaciła, bo ostatecznie Wicemistrz Włoch i zdobywca Superpucharu tego kraju wygrał zdecydowanie 80:66, zasłużenie uzupełniając stawkę drużyn Euroligi.

Cantu dołączy do "grupy śmierci" A, gdzie będzie rywalizować z Panathinaikosem Ateny, Realem Madryt, Fenerbahce Stambuł i Union Olimpiją Ljubljana.

Cantu - Le Mans 80:66 (23:12, 21:16, 21:16, 15:22)

Cantu: Leunen 15, Aradori 12, Cousin, 11, Markoishvili 10, Eboma 9, Tyus 8,
Smith 7, Brooks 5, Mazzarino 3

Le Mans: Batista 15, Victor 11, C. Kahudi 8, El-Amin 8, Long 7, Sy 6, Issa 5,
H. Kahudi 2

Komentarze (1)
avatar
Robeq
29.09.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Do redaktora.
Cantu - Le Mans 78:86 (23:12, 21:16, 21:16, 15:22) 
Poprawka: 80:66. :)