Michał Fałkowski: Jak sądzisz - czy po takim meczu powinniśmy rozmawiać o tym, co wam nie wychodziło w tym meczu czy nie?
Walter Hodge: Najważniejsza rzecz dla nas to zwycięstwo. Za jakiś czas nikt nie będzie pamiętał z czym mieliśmy problemy, albo w jakim stylu wygraliśmy ten mecz.
W takim razie na początek poproszę cię o ogólną opinię meczu z Anwilem Włocławek...
- Myślę, że to było świetne spotkanie z naszej strony. Wykonaliśmy tytaniczną pracę w defensywie, bo Anwil miał niewiele miejsca do oddawania rzutów i mimo, że zdecydowanie lepiej radził sobie na tablicach, nie był w stanie nic zrobić. Bardzo dobrze zagraliśmy zwłaszcza w drugiej połowie i nie chodzi mi tu o skuteczność czy punkty - po prostu umieliśmy kontrolować przewagę, którą sobie wypracowaliśmy.
Te zbiórki to jednak jakaś wasza pięta achillesowa...
- Tak, ale mimo to umiemy wygrywać mecze, więc nie sądzę by to był jakiś poważny problem.
A ofensywa? Mówisz, że wykonaliście tytaniczną pracę w defensywie, ale Anwil nie był wiele gorszy.
- Nasza ofensywa była solidna. Nie powiem bardzo dobra, bo taka była w poprzednim meczu z Energą Czarnymi, ale na pewno była solidna. W końcu Anwil również bardzo mocno i twardo grał w defensywie, więc nam też nie zdobywało się punktów łatwo. Najważniejsze, że w kluczowym momencie spotkania ręce nam nie zadrżały.
Pierwsze minuty meczu sugerowały, że spotkanie może zakończyć się waszym bardzo wyraźnym zwycięstwem. Dlaczego tak się nie stało?
- Od początku graliśmy bardzo agresywnie, bo takie były założenia. Zresztą, my w tym sezonie w ogóle mamy grać z charakterem i wolą walki cały czas. I myślę, że w kolejnych minutach nie było inaczej. Po prostu Anwil również złapał swój rytm.
Według mnie brakowało wam w pewnych momentach koncentracji, dzięki czemu włocławianie wracali do gry i ostatecznie wszystko rozstrzygnęło się w samej końcówce.
- Tak, masz rację. To jest coś w rodzaju przewagi własnego parkietu, wsparcia kibiców. Mimo wszystko jednak wygraliśmy ten mecz, więc uważam, że należą nam się wielkie brawa. Razem z chłopakami wykonaliśmy świetną robotę.
A ty ponownie byłeś liderem tego zespołu...
- I to cały czas nie jest moja najlepsza forma (śmiech)! Będę grał jeszcze lepiej!
Tak mówią wszyscy koszykarze w wywiadach - że forma dopiero nadejdzie. Ty jesteś w formie już teraz: 20 punktów, osiem asysty, pięć zbiórek...
- A ja i tak sądzę, że mogę grać lepiej. Zwłaszcza jeśli chodzi o asysty. Chciałbym mieć ich przynajmniej 10 w każdym meczu, bo moim celem na ten sezon jest zakończenie rozgrywek ze średnią powyżej 10 asyst.
Powyżej 10 asyst? Nie wiem czy ktokolwiek w tej lidze w ostatnich 20 latach miał taką średnią.
- No właśnie, a mi na tym bardzo zależy. Dzisiaj niestety się nie udało - miałem tylko osiem, bo moi koledzy nie wykorzystali kilku moich świetnych podań (śmiech). Gdyby trafili te kilka rzutów więcej, byłbym bliżej realizacji mojego celu (śmiech), ale tak się nie stało, więc w kolejnym meczu muszę postarać się bardziej.
Średnia 10 asyst w sezonie? Dlaczego właściwie chcesz to osiągnąć?
- Chcę sobie coś udowodnić - że umiem być również, a może przede wszystkim, kreatorem gry, a nie tylko strzelcem. W poprzednich dwóch sezonach grałem raczej jako rzucający rozgrywający. W pierwszym sezonie może nawet nie dbałem trochę o moich kolegów z drużyny w takim stopniu, w jakim powinienem, więc teraz chcę to zmienić. Ponadto, wygrałem już klasyfikację strzelców w polskiej lidze (śmiech). Czas na asysty!
Na koniec zapytam o Krzysztofa Szubargę - wasze potyczki, zarówno sportowe, jak i słowne, są ozdobą każdego spotkania waszych drużyn. Wydaje się jednak, że wasza relacja sportowa jest bardzo zdrowa, bez cienia agresji.
- Tak, zdecydowanie! Kocham "Szubiego", kocham grać przeciwko niemu. W przeszłości mieliśmy między sobą jakieś niepotrzebne spięcia, ale ja już teraz mam 26 lat, on też nabrał doświadczenia i obecnie rywalizujemy tylko sportowo. Gra przeciwko niemu to fantastyczna sprawa, bo wiem, że jego ambicja nie pozwoli mu na żadne odpuszczanie. W lidze wielu jest facetów, z którymi przychodzi mi rywalizować, ale część z nich odpuszcza po jakimś czasie, gdy ich zespół zaczyna przegrywać. "Szubi" walczy do samego końca, zawsze daje z siebie wszystko i bardzo go za to szanuję.
Celem średnia 10 asyst - wywiad z Walterem Hodge'em, rozgrywającym Stelmetu Zielona Góra
- Moim celem jest średnia 10 asyst. Z Anwilem niestety miałem tylko osiem, bo moi koledzy nie wykorzystali kilku świetnych podań - w doskonałym humorze Walter Hodge udzielał wywiadu po sobotnim meczu.