Mariusz Karol: To zabawa w kotka i myszkę, a nie koszykówka
Rozżalenia po sobotniej porażce 65:77 z Treflem Sopot nie krył Mariusz Karol, trener Rosy Radom. Największe zastrzeżenia do swoich podopiecznych miał o postawę na linii rzutów wolnych.
Radomski beniaminek przegrał drugi mecz przed własną publicznością. Jak jednak zaznaczył trener Mariusz Karol: - Przeciwnik nie postawił nam jakichś wielkich wymagań, bo spotkanie było absolutnie do wygrania.
Zdaniem szkoleniowca Rosy, nie wszyscy jego podopieczni w stu procentach wywiązali się ze swoich zadań. Kto wie, może gdyby zaprezentowali zbliżony poziom, o niespodziankę byłoby łatwiej... - Jesteśmy zespołem wyrównanym, nie mamy wielkich indywidualności, które w pojedynkę mogłyby wygrać mecz - zauważył.
Elementem, który miał spory wpływ na porażkę beniaminka z Treflem Sopot, okazały się rzuty osobiste. - Jeżeli mamy 58 procent skuteczności z linii rzutów wolnych, to na pewno nie jest to dobry wynik. Większość zawodników zdobywa po 50 procent w tym elemencie, czy to Nikola Vasojević, czy Artur Donigiewicz, czy Kuba Zalewski. To jest jakaś zabawa w kotka i myszkę, a nie koszykówka. Mecz przegrywamy dziesięcioma "oczkami", a 12 wolnych jest nietrafionych - Mariusz Karol był bardzo krytyczny.
Przeciwko wicemistrzowi Polski radomianie wystąpili bez J. J. Montgomery'ego i Marcina Kosińskiego. Na boisku pojawił się już Artur Donigiewicz. - Mamy bardzo ograniczone pole manewru na pozycji numer dwa. Fajnie, że pojawił się Kuba, bo absolutnie wykorzystuje swoją szansę. Brakuje mu jednak tego wsparcia. Z konieczności na "dwójce" musi niekiedy grać Nikola. Słabiej spisał się Piotrek Kardaś. Również Hubert Radke, któremu po świetnych dwóch, trzech spotkaniach przytrafiły się teraz dwa gorsze mecze - przyznał szkoleniowiec.