Życie zweryfikowało nasze plany - rozmowa z Kazimierzem Mikołajcem, trenerem KK ROW Rybnik

W poprzednim sezonie poprowadził drużynę do najwyższego miejsca w historii występów w Ford Germaz Ekstraklasie. Teraz nie dane było mu poprawić tego wyniku, bowiem klub dopadły kłopoty finansowe.

Redakcja: Trenerze zacznijmy od tego, że... nie tak miało być. Ambicje mówiły walka o czwórkę, a finanse powiedziały stop po zaledwie... sześciu meczach, a wszystko zaczęło się jak nigdy, bowiem w końcu udało się ograć zespół z Gdyni...
Kazimierz Mikołajec

: Założenia przed sezonem były takie, że chcemy zrobić krok do przodu po generalnie udanym sezonie poprzednim - powalczyć o czołową czwórkę. Oczywiście było to poprzedzone ustaleniami dotyczącymi budżetu, gdyż dalsze działania od tego zależały. Wszystko wskazywało na to, że stać nas na zbudowanie składu, który rzecz jasna nie gwarantował takiego miejsca, ale stwarzał na to szanse. Adekwatnie do tego zbudowaliśmy zespół, który z jednej strony finansowo mieścił się w ustalonym wcześniej budżecie, a z drugiej strony - po odpowiednim przygotowaniu - zapewniał walkę o cel, jaki sobie postawiliśmy.

Czas i okoliczności okazały się jednak zweryfikować te plany i marzenia?

- Dokładnie tak. Niestety życie zweryfikowało te plany, a brak formalnego rozliczenia dotacji z Urzędem Miasta spowodował deficyt na takim poziomie, który de facto zrujnował cały budżet do tego stopnia, że efektem było wycofanie zespołu z rozgrywek FGE.

W ostatnim meczu nie zasiadł Pan na ławce. Był to pewien rodzaj protestu na to wszystko, co się wydarzyło?

Z jednej strony był to w pewnym sensie protest przeciwko temu, że wspólnie wykonana przez kilka miesięcy olbrzymia praca została zmarnowana. Dodatkowo byłoby to dla mnie zbyt traumatyczne przeżycie. Chciałem zachować w pamięci tą atmosferę, która towarzyszyła nam przez cały poprzedni sezon oraz w pierwszych meczach tej edycji rozgrywek.

W jednym z wcześniejszych wywiadów Ola Chomać stwierdziła, że zawodniczki grały charytatywnie. Jak sytuacja ma się z pańską osobą? Zdołał Pan coś zarobić w tym sezonie?

- Tak w poprzednim sezonie, jak i w obecnym, miałem świadomość tego, że czasy są trudne i bardzo ciężko jest znaleźć osoby czy firmy, które chcą sponsorować nasz zespół pomimo dość powszechnej dla nas sympatii. Oprócz tego odczuwalnym problemem były sprawy finansowe związane z poprzednimi latami działalności klubu. Dlatego w trakcie mojej pracy nigdy nie było sytuacji, w której ilość środków finansowych była wystarczająca. Moim priorytetem było zapewnienie ich dla dziewcząt i moich współpracowników. Muszę przyznać, że to była świadoma decyzja, uzgodniona z panią Prezes. Konsekwencją tego w chwili obecnej jest wielomiesięczne zadłużenie w stosunku do mojej osoby i tak naprawdę brak jakichkolwiek perspektyw odzyskania pieniędzy, na które przecież zapracowałem.

Kazimierz Mikołajec podczas pracy w KK ROW Rybnik
Kazimierz Mikołajec podczas pracy w KK ROW Rybnik

Pański poprzednik z kolei wspomniał, że w klubie nie szanowano pieniędzy i żyło się ponad stan. Tak rzeczywiście było?

- Obiecałem sobie kiedyś, że nie będę komentował wypowiedzi pana Mirosława Orczyka, ale tym razem muszę zrobić wyjątek. Problemy finansowe klubu nie powstały ani w tym sezonie, ani w poprzednim, tylko w sezonach 2008/2009 i 2009/2010, kiedy klub miał spore wydatki związane ze stworzeniem bardzo silnego zespołu (kilka reprezentantek Polski, trzy zawodniczki Amerykańskie grające w WNBA). W ślad za tym nie poszedł wynik sportowy wobec tego nie udało się pozyskać nowych sponsorów, a w konsekwencji wydatki przewyższyły przychody. Oprócz tego na początku ubiegłego sezonu klub musiał wypłacić poprzedniemu trenerowi kwotę ponad 100 tysięcy złotych z tytułu zaległości i wydać następne 50 tysięcy na dziką kartę umożliwiającą grę w Ford Germaz Ekstraklasie po spadku do drugiej ligi prowadzonej przez niego drużyny. Biorąc pod uwagę stan faktyczny, nie było żadnej szansy na szastanie pieniędzmi bowiem zawsze ich brakowało. Dlatego koszty oprawy spotkań ponosił sponsor przeznaczając na ten cel swoje dodatkowe fundusze. Klub nie organizował a tym bardziej nie finansował żadnych zabaw i bankietów z oczywistych względów. Przytoczone powyżej fakty można łatwo zweryfikować w oparciu o istniejącą dokumentację.

... do tego doszedł jeszcze zarzut złego zarządzania klubem przez panią prezes?

- Nie będę komentował zarzutu byłego trenera pod adresem pani prezes Wistuby dotyczącego złego zarządzania klubem, bowiem nie mam wystarczającej wiedzy ani kompetencji, by to ocenić. Według oficjalnych informacji przez długi czas pan Orczyk stał na czele organu nadrzędnego w stosunku do Prezesa Spółki, więc w każdej chwili mógł wyciągnąć wobec niej konsekwencje jeśli był przekonany, że są do tego podstawy.

Prezes Wistuba do końca wierzyła, że drużyna będzie nadal grać w Ford Germaz Ekstraklasie. Pana wiara również była tak mocna do samego końca czy w pewnym momencie coś pękło?

- Trudno było wierzyć w dalszy udział w rozgrywkach w sytuacji, gdy powstała ogromna dziura w budżecie. Praktycznie możliwości dalszego finansowania zespołu były ograniczone niemal do zera. Nie widać było również absolutnie żadnych racjonalnych przesłanek do tego, aby ten problem miał zostać rozwiązany w przyszłości. Profesjonalny sport bez środków finansowych niestety nie ma racji bytu. I ta prawda potwierdziła się w tym przypadku.

Czy już przed sezonem były jakieś obawy, że coś takiego może się przytrafić czy nie było żadnych przesłanek o możliwych problemach finansowych?

- Tak jak wspominałem wcześniej, w sezonie poprzednim, jak i w obecnym, punktem wyjścia do budowania zespołu był budżet, który został ustalony przez władze klubu. Rolą sztabu szkoleniowego jest adekwatnie do tego zbudowanie optymalnego składu, przygotowanie zespołu do rozgrywek i prowadzenie go w ich trakcie. Budując zespół nie naruszyliśmy w żaden sposób dyscypliny budżetowej. Oczywiście zdawałem sobie sprawę z faktu istnienia wcześniejszych zaległości, ale byłem przekonany, że całość spraw finansowych została uwzględniona w momencie konstruowania projektu na kolejny sezon.

W pańskiej opinii upadek tej drużyny, to upadek żeńskiej koszykówki w Rybniku na długie lata? Chyba wielka szkoda tego wszystkiego zwłaszcza po tym, czego udało się dokonać w poprzednim sezonie, kiedy to ROW zajął 6. miejsce, a na trybunach zasiadał komplet publiczności.

-
Odpowiadając na to pytanie chciałem przede wszystkim podziękować naszym kibicom. Myślę, że każdy kto był w naszej hali nigdy nie zapomni tej wspaniałej atmosfery, którą zresztą na konferencjach prasowych podkreślali wszyscy nasi goście. Mało tego. Byłem pod ogromnym wrażeniem faktu, iż grając w halach oddalonych od Rybnika o kilkaset kilometrów, czuliśmy się jak w domu, mając za sobą doping sporej grupy naszych fanów. Tak było np. w Gorzowie czy Toruniu. Wszyscy zazdrościli nam wspaniałych kibiców. Nie ukrywam, że na pewno w wielu przypadkach dzięki ich pomocy sięgaliśmy po zwycięstwa. Będzie nam wszystkim brakowało tego klimatu sportowego święta. Niestety fakty są nieubłagane i życie musi toczyć się dalej. Z przeszłości można podać przykłady klubów, które po tak traumatycznych przejściach przestały istnieć, jak i podać przykłady przeciwne, że dana dyscyplina - może w innej formule - została w danym miejscu zachowana. Trudno w tej chwili powiedzieć jaki życie napisze scenariusz dla koszykówki żeńskiej w naszym mieście.

Wywiad autoryzowany

Źródło artykułu: