Feralna końcówka - relacja z meczu AZS Rzeszów - Centrum Wzgórze Gdynia

W pojedynku beniaminka z byłym czempionem emocji nie brakowało. Na koniec jednak cieszyły się tylko przyjezdne, które w trudnych momentach zachowały zimną krew i za sprawą Antonii Bennett zwyciężyły.

Początek spotkania za zdecydowanie bardziej udany mogą uznać przyjezdne. Już po kilku chwilach dzięki sprawnej oraz przemyślanej grze prowadziły 7:0, czym wyraźnie zaskoczyły niebędące wówczas w najlepszej dyspozycji gospodynie. Niemal od razu dała o sobie znać Antonia Bennett. Amerykanka słusznie postrzegana jest jako czołowa zawodniczka swojej ekipy i zgodnie z oczekiwaniami przysparzała rzeszowiankom sporo problemów.

Te ostatnie raziły przede wszystkim dużą ilością błędów własnych. Gro niecelnych rzutów i strat po prostu nie miało prawa przynieść pożądanego rezultatu. Poza tym bez rewelacji funkcjonowała również obrona. Drużyna Centrum Wzgórze wielokrotnie zdecydowanie za łatwo przedzierała się w strefę trzech sekund i powiększała dystans dzielący obie strony. Notabene, po punktach Natalii Małaszewskiej wynosił on jedenaście "oczek", co dawało spory komfort dawnemu mistrzowi Polski.

Dopiero gdy ciężar odpowiedzialności na swoje barki wzięła Leah Metcalf sytuacja podkarpackiego teamu zaczęła się poprawiać. Fakt faktem jeszcze długo oglądał on plecy oponenta, niemniej systematycznie zmierzał w jego kierunku.

Wspomniana rozgrywająca tego dnia czuła się bardzo pewnie. Bez zbędnego namysłu, seryjnie umieszczała piłki w obręczy. Szczególnie wychodziły jej próby z dystansu, gdzie wręcz dominowała. Eks-koszykarka ROW-u Rybnik razem z Anetą Kotnis sprawiły, że zaliczka gdynianek jeszcze przed długą przerwą zmalała praktycznie do minimum, o czym świadczył wynik 36:37.

W trzeciej "ćwiartce" zespół z Trójmiasta starał się zaprezentować tak jak w najlepszych momentach i za sprawą Małgorzaty Misiuk, a także Lorin Dixon od razu uciec. Tym razem jednak tej sztuki nie dokonał. Rzeszowianki pamiętając beznadziejny start utrzymały koncentrację w związku z czym kibice oglądali od tej pory bardzo wyrównaną rywalizację. Faworytki większości z nich dalej wszelkie nadzieje pokładały w duecie Metcalf - Kotnis, choć obie dziewczyny wspierała Magdalena Kaczmarska. Efektem tego przed decydującą batalią AZS przegrywał tylko 51:54.

Analizując przebieg ostatniej partii trzeba uczciwie powiedzieć, iż beniaminek FGE miał realną szansę zgarnąć pełną pulę. W trzydziestej piątej minucie starcia Anna Kuncewicz udanie wykończyła szybki atak, dzięki czemu wygrywał 62:60. Niestety dla niego, nic więcej z siebie nie wykrzesał! Ostatnie fragmenty wyglądały jak popis niemocy. Poszczególne koszykarki ze wszystkich sił starały się trafić przynajmniej raz, lecz nie dały rady. Nawet pełniąca rolę prawdziwej liderki Metcalf dostosowała się do reszty.

Ekipa z północy kraju w tym czasie absolutnie nie błyszczała. Różnica polegała na tym, że zadała ostateczny cios i w newralgicznych fragmentach udowodniła swoją wyższość. Triumf zagwarantowała niezawodna Bennet, która zanotowała dwa decydujące trafienia. AZS potem mógł doprowadzić do dogrywki, ale Kotnis spudłowała.

AZS OPTeam Rzeszów - Centrum Wzgórze Gdynia 62:64 (10:17, 26:20, 15:17, 11:10)

AZS OPTeam:
Leah Metcalf 23, Aneta Kotnis 13, Anna Kuncewicz 10, Magdalena Kaczmarska 8, Joanna Kędzia 4, Agata Rafałowicz 2, Elżbieta Mukosiej 2, Agnieszka Krzywoń 0.

Centrum Wzgórze:
Antonia Bennett 15, Małgorzata Misiuk 13, Lorin Dixon 11, Natalia Małaszewska 9, Leah Kassing 8, Agnieszka Śnieżek 2, Marzena Marciniak 2, Magdalena Ziętara 0.

Komentarze (0)