W zeszłym sezonie AZS Politechnika BIG-PLUS Poznań dość niespodziewanie włączyła się do walki o awans do I ligi. W finale play-off grupy A II ligi wszyscy spodziewali się ujrzeć Franz Astorię Bydgoszcz i Open Florentynę Pleszew. Tymczasem akademicy w półfinale wyeliminowali niepokonaną wcześniej ekipę z Pleszewa i to właśnie oni stanęli do pojedynku z drużyną znad Brdy.
Chociaż wyrzucenie za burtę Open Florentyny było ogromną sensacją i wzbudziło powszechny podziw, zdecydowanym faworytem do bezpośredniego awansu byli podopieczni Jarosława Zawadki. Nic nie poszło jednak po myśli bydgoskiej drużyny, a życie napisało koszykarski horror, który nie skończył się dla niej pomyślnie.
Po zwycięstwie w pierwszym meczu w Bydgoszczy, Astoria nieoczekiwanie przegrała drugie spotkanie. Zdaniem trenera poznaniaków Waldemar Mendla był to kluczowy moment całej finałowej rywalizacji. Zdarzenie, po którym akademicy uwierzyli, że mogą awansować do I ligi. Gdy rywalizacja przeniosła się do stolicy Wielkopolski, Polibuda podwyższyła stan rywalizacji na 2:1 i była o krok od tego, żeby dzień później świętować historyczny sukces.
Drugie spotkanie w Poznaniu wygrali jednak goście i to w takim stylu, iż wydawało się, że odzyskali kontrolę nad losami finałowej rywalizacji. Akademicy musieli schować zmrożone szampany, a atmosfera w hali UAM na poznańskim Morasku wskazywała, że wszyscy związani z Politechniką mają poczucie uciekającej szansy. Piąty, decydujący mecz miał odbyć się w Bydgoszczy.
- Nie wierzę, że moi zawodnicy to wytrzymali. Widziałem ich ból, zmęczenie całym sezonem, a oni potem wychodzili na parkiet i byli zupełnie innymi ludźmi - mówił w posezonowym wywiadzie wzruszony trener Waldemar Mendel.
Politechnika ponownie przyjechała nad Brdę, by zostać pożarta, a odniosła największy sukces w całej swojej historii. Po dramatycznym meczu wygrała z gospodarzami i awansowała do I ligi. Decydujący o zwycięstwie rzut "za trzy" wykonał na sekundy przed ostatnią syreną Paweł Hybiak.
- Przeżyliśmy strasznie porażkę w piątym meczu finału z Poznaniem. Nie mogłem patrzeć jak odcinają siatkę w naszej hali - wyznał lider bydgoskiej ekipy Mateusz Bierwagen.
Podopieczni Jarosława Zawadki wywalczyli jednak przepustki na I ligowe parkiety. Wygrali turniej barażowy w Ostrowie Wielkopolskim. - Podziwiam mój zespół, że podniósł się po finale - stwierdził po końcowym sukcesie opiekun "Asty".
W sobotni wieczór bohaterowie majowych thrillerów ponownie spotkają się na parkiecie, tym razem jako beniaminkowie I ligi. W szeregach obu ekip wciąż wielu jest zawodników, którzy doskonale pamiętają zacięte boje o bezpośredni awans na zaplecze Tauron Basket Ligi. Bydgoszczanie na pewno będą żądni rewanżu, natomiast poznaniacy będą mieli okazję udowodnić, że wciąż są od swoich rywali lepsi, przynajmniej w bezpośrednich konfrontacjach.
Tabela bowiem nie pozostawia złudzeń, kto jest faworytem sobotniego pojedynku. Polibuda jest już wprost nazywana "ligowym autsajderem" i na razie niewiele wskazuje, by miało się to w najbliższym czasie zmienić. Akademicy to jednak wciąż zespół nieobliczalny. Być może przyjazd Astorii i magia niesamowitych wspomnień okażą się wystarczającą mieszanką, by odnieść drugie ligowe zwycięstwo w tym sezonie. Jednak warto pamiętać, że w maju poznaniacy bili się o własne marzenia, teraz natomiast wokół ich gardeł zaczyna krążyć nóż. Są to zupełnie inne warunki rywalizacji.
- W momencie, gdy dotrze do nas, że takie spotkania jak z Astorią, to mogą być mecze o nasze „być albo nie być” to może pojawić się jeszcze inny, dodatkowy rodzaj presji. Taki, jakiego do tej pory jeszcze nie było - mówi trener gospodarzy.
Trzynasta w tabeli Franz Astoria Bydgoszcz wydaje się bowiem być jedną z kilku ekip, która jest w zasięgu zespołu ze stolicy Wielkopolski. Gracze Waldemara Mendla przegrali już w tym sezonie jeden pojedynek beniaminków - u siebie z UMKS Kielce i margines błędu zaczyna się kurczyć.
- Dla nas każdy mecz w tym roku jest o wysoką stawkę i nie ma to znaczenia, czy gramy ze Śląskiem Wrocław, czy z Franz Astorią Bydgoszcz. Na pewno jednak w sobotę pojawi się jakaś presja. Musimy walczyć i dawać z siebie wszystko - przyznaje kapitan akademików Marek Sobkowiak.
"Asta" po słabym starcie sezonu teraz notuje zwyżkę formy i dopiero trzynaste miejsce w tabeli może nie być miarodajne, dla jej aktualnej dyspozycji. Ostatnimi czasy bydgoszczanie wygrali ze Zniczem Basket Pruszków oraz beniaminkiem z Kielc, a spotkanie z bardzo silnym AZS WSGK Polfarmexem Kutno przegrali nieznacznie i w zasadzie na własne życzenie.
Na niekorzyść poznaniaków przemawiają też dwa inne fakty. Po pierwsze - w zeszłym sezonie II ligi Franz Astoria wygrała z AZS Politechniką oba mecze w rundzie zasadniczej. Po drugie - zespół Jarosława Zawadki wzmocnili Wojciech Fraś i Filip Małgorzaciak. Gdy w poprzednich rozgrywkach Politechnika dość nieoczekiwanie przegrała w Sopocie z rezerwami Trefla, to właśnie Ci dwaj zawodnicy najmocniej zaleźli poznaniakom za skórę i na nich narzekał trener Mendel. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że w duecie wygrali swojej drużynie mecz.
Atut AZS Politechniki Poznań jest jeden. Trochę niezauważalny, dla kogoś może drugorzędny. Polibuda przed starciami z Astorią nigdy nie była faworytem, a potrafiła się pokusić o niespodzianki, które przerodziły się w sensację. Czy w sobotę akademicy przypomną sobie dni chwały?
Spotkanie AZS Politechnika Big-Plus Poznań - Franz Astoria Bydgoszcz rozpocznie się w hali UAM na Morasku (ul. Zagajnikowa 9) o godzinie 19:30.