Wiślaczki paradoksalnie rozpoczęły spotkanie dość pewnie, zachowując jednocześnie koncentrację. Efekt takiej postawy przyszedł bardzo szybko. Już po niespełna 120 sekundach prowadziły 7:0.
Co istotne, ciężar zdobywania punktów przejął na siebie cały zespół. Wśród grających zawodniczek pozytywnie prezentowała się nawet Daria Mieloszyńska, która ma za sobą długą pauzę spowodowaną kontuzją. W związku z tym pierwsze chwile boiskowej rywalizacji jakie obecnie zalicza bez wątpienia muszą być dla niej w pewnym stopniu trudne. Ponadto aktywnością wykazywały się oczywiście Alana Beard oraz Tina Charles. Obie Amerykanki ciężko pracowały również w obronie.
Skoro mowa o defensywie małopolskiego teamu to uczciwie trzeba powiedzieć, że Matizol pierwotnie sobie z nią nie radził. Oddawał sporo rzutów, jednak pudłował na potęgę, więc nie miał szans osiągnąć zamierzonego rezultatu. Przebudzenie przyszło w połowie kwarty. Gospodynie zaskoczyły i za sprawą Briany Gilbreath z nawiązką odrobiły straty. Taki bieg wydarzeń być może stanowił niespodziankę, niemniej miejscowej publiczności bardzo przypadł do gustu. Jeszcze większa radość nastała, gdy w kosz wstrzeliła się Kiara Buford. Dzięki popisom 23-latki wynik brzmiał 14:9, a zdenerwowany trener Jose Ignacio Hernandez poprosił o czas.
Reprymenda nie pomogła koszykarkom spod Wawelu. To Lider non stop wiódł prym. Imponował zwłaszcza skutecznością z dystansu, co wyraźnie przysparzało kłopotów przyjezdnym. W tym aspekcie wykazała się również Paulina Rozwadowska, bezlitośnie wykorzystując pozostawioną swobodę. Podobnie sprawia miała się z Sydney Colson. Udana penetracja mierzącej 170 cm rozgrywającej była kwintesencją fantastycznego początku drugiej "ćwiartki" w wykonaniu jej drużyny, która zasłużenie wygrywała 33:22.
Mistrzynie Polski wyglądały, jakby nie mogły wrzucić następnego biegu. Owszem, układały raz za razem zagrywki taktyczne pod poszczególne dziewczyny, tyle że nie przynosiły one pokaźniejszych profitów. Ta indolencja w przedniej formacji skutkowała kolejnymi stratami piłek.
Ekipa z województwa Mazowieckiego widząc nadarzającą się szansę parła do przodu jak natchniona. W końcówce połowy próbkę umiejętności dała Marta Jujka. Polska środkowa nie przestraszyła się bynajmniej bardziej utytułowanego oponenta i w pojedynkę zwiększyła dystans dzielący oba kluby, który po dwudziestu minutach wynosił aż piętnaście "oczek".
Zmiana stron nie odmieniła dotychczasowego scenariusza. Podopieczne Adama Prabuckiego poczynały sobie niczym weteran i zupełnie nie przejmowały się otoczką czy presją. Nadal świetną dyspozycją odznaczała się Gilbreath, będąc czołową postacią pruszkowianek. Pozostałe koleżanki aż tak nie błyszczały, lecz miały duży udział w ogólnym rozrachunku, wciąż zadowalającym gospodynie. I to mimo coraz mniejszej liczby trafień zza linii 6, 75 m.
Wisła natomiast, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji około 12 minut przed finiszem chciała przyspieszyć. Wiedziała bowiem doskonale, że zaraz będzie za późno. Jednak na zamiarach się skończyło. Przez ostatnie fragmenty nawet nie zagroziła specjalnie niżej notowanemu rywalowi i musiała pogodzić się z bądź co bądź trochę bolesną porażką. Pewnym usprawiedliwieniem pozostają jedynie kontuzje rozgrywających. Cristina Ouvina w ogóle nie wzięła udziału w pojedynku, a Paulina Pawlak wystąpiła z wciąż niezaleczoną kontuzją pleców. Niemniej od złotego medalisty FGE oczekiwano więcej.
Matizol Lider Pruszków - Wisła Can Pack Kraków 68:51 (24:20, 22:11, 12:15, 10:5)
Matizol Lider: Briana Gilbreath 18, Sydney Colson 13, Kiara Buford 9, Marta Jujka 6, Kali Bennett 5 (11 zb), Agnieszka Kaczmarczyk 6, Paulina Rozwadowska 5, Paulina Antczak 4, Anna Pietrzak 2, Barbara Głocka 0.
Wisła Can Pack: Alana Beard 12, Tina Charles 10, Anke DeMondt 10, Dora Horti 8 (12 zb), Daria Mieloszyńska-Zwolak 4, Paulina Pawlak 3, Justyna Żurowska 2, Petra Stampalija 2, Katarzyna Kężel 0.