Krzysztof Kaczmarczyk: Od derbowego meczu w Bydgoszczy minęło już trochę czasu, ale dużo podczas niego się działo. Dla pani jednak mecze derbowe nie są najszczęśliwsze, gdyż od dwóch sezonów "twoja" drużyna nie może wygrać...
Martyna Koc: Derby zawsze są bardzo ekscytujące i bardziej nerwowe w porównaniu ze "zwykłymi" ligowymi potyczkami... Tak się stało, że w pojedynkach na Kujawach moje zespoły kończyły na tarczy, ale taki jest sport i trzeba się liczyć z jego prawami.
W rewanżu chciałyście odegrać się za inauguracyjną porażkę, jednak znów nie udało się wygrać. Co stanęło na przeszkodzie, żeby zwyciężyć? Zawiódł szybki atak, który tym razem nie był tak zabójczy?
- Ciężko jest grać szybką koszykówkę przez cztery kwarty mając krótką ławkę. Wydaje mi się jednak, że większa część tego meczu była ciekawa dla oka kibica. Nasze siły niestety opadły, kiedy boisko opuściła Weronika Idczak, która tego dnia dysponowała naprawdę imponującą skutecznością…
W braku rotacji duży udział miała Adrianne Ross, a raczej... jej brak w składzie. Jak duża jest to dla was strata, bowiem o ile w Pruszkowie wygrać się udało, o tyle w Bydgoszczy już nie.
- Nieobecność gracza w drużynie, a zwłaszcza ta spowodowana kontuzją, zawsze działa mobilizująco na resztę zespołu - i tak było w naszym przypadku podczas spotkania z Pruszkowem. Zaprezentowałyśmy tam naprawdę dobry basket, pokazałyśmy kilka nowych rozwiązań, co pozwoliło nam wygrać. Bydgoszcz jednak była już na to przygotowana i miałyśmy sporo kłopotów w ataku. Tak jak już powiedziałam, moim zdaniem losy meczu mogłyby wyglądać zupełnie inaczej, gdybyśmy miały na parkiecie do końca Idczak.
Przegrana w Bydgoszczy praktycznie kończy wasze marzenia na miejsce w pierwszej trójce po rundzie zasadniczej. Czy to może mieć znaczenie dla losów walki o medale - bo przecież one są waszym celem?
- Myślę, że każda drużyna ma na celu dostanie się do strefy medalowej i bycie na podium. Naszym celem jest zajęcie dobrego miejsca po rundzie zasadniczej, a kiedy to nastąpi, będziemy walczyć o najlepszą możliwą lokatę. Jak pokazuje aktualna tabela i ostatnie mecze - wszystko może się zdarzyć, a my przegrałyśmy przecież z "niepokonanymi".
Od jakiegoś czasu radzicie sobie bez Milicy Cvetanovic przez co została pani jedyną podkoszową w rotacji. Dawno nie spędzałaś na parkiecie tylu minut, ile w ostatnim czasie. Jak sobie z tym pani radzi?
- Rzeczywiście ostatnio "minutowo" sporo się uzbierało, ale moje koleżanki spędzają podobny czas na boisku i na razie dajemy rade. Muszę również uważać na faule, które po zmianie regulaminu przydzielane są znacznie częściej, niż w poprzednich sezonach. Ciesze się w tej sytuacji, że mogę liczyć na resztę drużyny, która wie kiedy i jak mi pomoc, żebym ja mogła uniknąć zejścia z boiska z powodu przekroczenia limitu fauli.
Brak zmiany to w pewnym sensie większy komfort gry - odczuwa go pani? Wiadomo bowiem, że trener Elmedin Omanic praktycznie nie może pani ściągnąć z boiska, ponieważ zostanie bez swojej środkowej.
- Komfort? Uznałabym to bardziej za większą odpowiedzialność, ale chyba wszyscy zdają sobie sprawę z faktu, iż nie jestem nominalną środkową. Więc jeśli nie ja, to są Nicole Michael, Emilia Tłumak czy Paulina Misiek...
Gracie bardzo szybką koszykówkę, opartą na zabójczej kontrze. Przy takim tempie gry chwila zmiany niekiedy byłaby chyba jednak potrzebna...
- Granie szybkim atakiem to najłatwiejszy sposób, w jaki zdobywa się punkty w koszykówce. Cieszę się, że właśnie taki styl mamy i chciałabym żebyśmy go utrzymały do końca sezonu. A zmiana, to rzeczywiście komfort, więc jeśli jest ona potrzebna, to do niej dochodzi nawet, jeśli miałaby trwać kilkadziesiąt sekund. Mamy zawodniczkę, która dochodzi do formy po kontuzji więc myślę, że druga połowa sezonu będzie znacznie bardziej obfita w jej obecność na parkiecie podczas naszych meczów.
Od konfrontacji z Wisłą Can Pack Kraków, a w zasadzie od trzeciej kwarty tego meczu, załapała Pani znakomitą dyspozycję i chyba może być zadowolona ze swojej dyspozycji. Trener chyba też mocno uwierzył w pani możliwości rezygnując z Cvetanovic?
- Odejście Milicy z zespołu było decyzją totalnie nie związaną z moją formą. To czysty zbieg okoliczności. Cieszę się jednak, że mogłam zrekompensować drużynie jej odejście zadowalającymi występami.
Czy taką Martynę Koc - jak w ostatnich meczach - będziemy obserwować w najbliższym meczu w Łodzi oraz aż do końca sezonu?
- Możesz mi tego życzyć, ale czy tak będzie... Tak, jak na początku mówiłam, sport rządzi się swoimi prawami. Mogę tylko obiecać, że na każdym meczu będę dawała z siebie wszystko, żeby najlepiej jak tylko potrafię pomóc mojemu zespołowi w wygrywaniu.