Frank Robinson: Mój czas w Asseco był sinusoidą

Frank Robinson przyznaje, że dobrze czuł się w drużynie mistrza Polski, ale jak mówi sam zawodnik, ktoś musiał zapłacić za brak odnoszonych zwycięstw.

28 listopada Asseco Prokom Gdynia za porozumieniem stron pożegnał się z Frankiem Robinsonem. Działacze z Gdyni zdecydowanie więcej oczekiwali po Amerykaninie, który w meczach polskiej ligi średnio zdobywał 5,3 punktów i miał 3,3 zbiórki. Nie lepiej było w Eurolidze, więc włodarze postanowili podziękować Robinsonowi za grę w zespole mistrza Polski. - Mój czas w Asseco był taką typową sinusoidą. Przeplatałem dobre mecze ze słabymi. Opuściłem obóz przygotowawczy z drużyną, więc na początku prezentowałem się bardzo przeciętnie. Później poprawiłem nieco swoją grę, co także wpłynęło na postawę całego zespołu. Graliśmy po prostu dobrze. Nagle jednak przyszedł kryzys i wszyscy zaczęliśmy prezentować się fatalnie - ocenia Frank Robinson, były gracz Asseco Prokomu.

Amerykanin, gdy przyjeżdżał do Gdyni był przekonany, że ten zespół jest w stanie osiągnąć wiele w Eurolidze. Stało się zupełnie inaczej. - Przegrywaliśmy mecz za meczem w Eurolidze, więc nieuniknione było to, że w drużynie była kiepska atmosfera. Nie byliśmy zadowoleni z faktu, że byliśmy gorsi od przeciwnika. Kiedy przyjechałem do Polski to sądziłem, że mamy duże szanse na awans do TOP16. Podobał mi się nasz zespół, bo to była taka mieszanka młodości i doświadczenia. Jednak ta drużyna potrzebowała czasu, żeby to wszystko odpowiednio zagrało. Podczas spotkań mieliśmy wiele przestojów, co wpływało na nasz wynik. Kiedy gra się z takimi renomowanymi przeciwnikami to nie można pozwolić sobie nawet na najmniejszy błąd, bo oni to wykorzystują momentalnie - dodaje Amerykanin.

- Trener przestał na mnie stawiać i naturalne stało się to, że moja gra również stała się gorsza. To był trudny czas dla mnie pod względem mentalnym i psychicznym, ale walczyłem z tym - podsumowuje Robinson.

Robinson jest zdania, że to brak wyników spowodował to, że w drużynie zaczęto myśleć o zmianach personalnych. - Naszym problemem nie była atmosfera w zespole, ale to, że nie wygrywaliśmy spotkań. Prawdę mówiąc to czułem, że pasuję do tej drużyny świetnie, ale często zdarza się tak, że jak się przegrywa to ktoś musi "zapłacić za te porażki". Padło na mnie i musiałem opuścić zespół. Rozstaliśmy się jednak w zgodzie. Będę miło wspominał czas w Asseco Prokomie. Trener Kemzura to fachowiec, który wie na czym polega ta robota. To prawdziwy pasjonat koszykówki - podkreśla Robinson.

Amerykanin szybko związał się z nową drużyną. Robinson reprezentuje obecnie barwy Budivelniku Kijów, który na co dzień gra w rozgrywkach EuroCup. - Po tym, jak odszedłem z drużyny to wiele ekip się do mnie zgłosiło z propozycją kontraktu. Postanowiłem związać się z ukraińskim zespołem - Budivelnik Kijów - relacjonuje były gracz Asseco Prokomu.

Rzucający obrońca wystąpił już w barwach nowej drużyny. W ciągu 15 minut na parkiecie zdobył 4 punkty, a jego Budivelnik pokonał Nymburk 72:62.

- Mogę jeszcze raz powtórzyć, że mieliśmy świetną atmosferę w zespole. Większość czasu spędzałem z Jerrelem Blassingamem, Rasidem Mahalbasiciem. Kiedy jednak twoja drużyna przegrywa to nikt tak naprawdę nie może pewny, że zostanie w klubie - kończy.

Komentarze (0)