Po dwóch słabszych meczach w ofensywie Marcin Gortat powrócił do lepszej gry i był kluczowym zawodnikiem Phoenix Suns. Polak w 32 minuty trafił sześć z ośmiu prób z gry i z 12 punktami był trzecim najlepszym strzelcem swojego zespołu. Nasz rodak zapisał na swoim koncie także sześć zbiórek oraz dwie asysty i dwa bloki.
Łodzianin bardzo dobrze rozpoczął niedzielne zawody i w premierowej kwarcie uzbierał osiem oczek. Słońca grały w tym fragmencie wyjątkowo dobrze i objęły kilkupunktowe prowadzenie. Niestety z biegiem czasu lepiej zaczęli się prezentować goście, którzy decydujący cios zadali w ostatniej kwarcie.
Punktować zaczął najskuteczniejszy J.J. Redick a cichym bohaterem okazał się debiutant Andrew Nicholson. Wybrany z 19. numerem w drafcie zdobył w ostatniej kwarcie dziewięć ze swoich 19 punktów. Magic wygrali decydującą odsłonę 27:20.
W szeregach gospodarzy zabrakło chorego Gorana Dragicia, który choć niezbyt często obsługiwał Gortata pod koszem, to jednak jest najlepszym strzelcem ekipy z Arizony. Pod jego nieobecność najwięcej punktów uzbierał Shannon Brown.
- To naprawdę frustrująca i rozczarowując porażka - mówił po meczu Alvin Gentry, szkoleniowiec Suns. - Gramy dobrze przez dwie minuty, a potem siedem minut słabo. Tak grając, nic nie wygramy - podkreślił.
Phoenix przegrali siódmy mecz z rzędu i z bilansem 7-15 zajmują przedostatnie, 14. miejsce w Konferencji Zachodniej. Nic więc dziwnego, że w niedzielę w US Airways Center zasiadło tylko 13565 fanów w połowa hali świeciła pustkami.
Phoenix Suns - Orlando Magic 90:98 (23:20, 25:33, 22:18, 20:27)
(S. Brown 17, J. Dudley 15, M. Gortat 12 - J.J. Redick 20, A. Nicholson 19, G. Davis 15)