- Można spokojnie powiedzieć, że przegraliśmy wygrany mecz. Po prostu po frajersku przegraliśmy to w końcówce - komentował na gorąco zaraz po spotkaniu Sebastian Kowalczyk ze Startu Gdynia.
Trudno nie zgodzić się ze słowami młodego rozgrywającego ze Startu, ponieważ jeszcze na cztery minuty przed końcem goście prowadzili 73:61, ale później na boisku dzieliła i rządziła ekipa Mindaugasa Budzinauskasa. - Mieliśmy osiem punktów przewagi na cztery minuty przed końcem spotkania i wszystko wskazywało na to, że wygramy. Chyba za bardzo uwierzyliśmy w to, że możemy ten mecz wygrać. Gdzieś ten brak koncentracji i zastawienia w obronie spowodowały to, że przegraliśmy ten pojedynek - dodaje Kowalczyk.
Gdynianie od samego początku mieli ogromne problemy ze zbiórkami, gospodarze zanotowali aż 18 zbiórek ofensywnych i mogli ponawiać swoje akcje. Aż sześć zbiórek na atakowanej tablicy zanotował Zbigniew Białek, z czego pięć w samej pierwszej połowie. - Od początku meczu mieliśmy problemy ze zbiórkami. Polpharma grała agresywnie, wszyscy chodzili na deskę i mogli ponawiać swoje akcje. Nie da się wygrać meczu, kiedy ma się takie problemy na desce - podkreśla gracz z Gdyni.
Start Gdynia w Tauron Basket Lidze wygrał jak na razie cztery mecze, ale na ich rozkładzie znajdują się takie ekipy jak Czarni Słupsk, AZS Koszalin, czy mistrz Polski - Asseco Prokom. Gorzej im idzie jednak w meczach z drużynami z dołu tabeli. Dlaczego tak się właśnie dzieje? - To jest dobre pytania. Też zastanawiamy się nad tym, dlaczego przegrywamy te mecze o wysoką stawkę z drużynami z dolnej części tabeli. W niedzielę znów czegoś zabrakło - kończy rozgrywający Gdyni, który w meczu z Polpharmą zdobył 9 punktów i miał 4 asysty.