Karol Wasiek: Ochłonąłeś już tej całej sytuacji, która miejsce jakoś miesiąc temu? Chodzi mi o tę sagę pt. "gdzie zagra Dylewicz"?
Filip Dylewicz: (śmiech) Tak, ponieważ wyjaśniliśmy sobie wiele kwestii z działaczami klubu. Po odejściu trenera Żana Tabaka klub podtrzymał swoją decyzję, że w dalszym ciągu będzie starał się grać o najwyższe cele. Świadczy o tym wysoka pozycja w tabeli. Oczywiście muszę zdementować te pogłoski, które mówią, że zostałem spłacony w całości kosztem pozostałych zawodników. Na dzień dzisiejszy wszystkie moje płatności w klubie są realizowane w takim samym stopniu jak wobec wszystkich zawodników. Nie było absolutnej takiej mowy, że ja dostanę wszystko, a inni nic. To nie wchodziło w grę, na to bym się nie zgodził.
To prawda, że ty nie masz agenta?
- Tak, to prawda. Zainteresowanie polskimi zawodnikami przez zachodni rynek jest tak znikome, że prowadzenie własnych interesów w kraju nie musi wiązać się z tym, że każdy z nas powinien mieć agenta.
To kto w takim razie wyciągnął pierwszy rękę - ty do Stelmetu, czy klub z Zielonej Góry do ciebie?
- Nie powiedziałem, że w przeszłości nie miałem agenta, bo miałem, dlatego też trafiłem do Włoch. Agent odezwał się do mnie i powiedział, że jest całkiem ciekawa propozycja, ale na tym etapie się to zakończyło. Gdybym po rozmowie z zarządem Trefla nie był pewny, że grać będziemy o najwyższe cele to temat zmiany barw klubowych może mógłby być kontynuowany. Ale w tym przypadku postanowiłem zostać w klubie do końca sezonu i zrobię wszystko by kibice Trefla mogli cieszyć się z sukcesu.
Były dwa podejścia Stelmetu do twojej osoby?
- Zarząd Stelmetu nie przedstawiał nietaktownych propozycji. Najprawdopodobniej to sztab szkoleniowy widział mnie w swoim składzie. Wielokrotnie to kibice z Zielonej Góry zapraszali mnie do Winnego Grodu za co im bardzo dziękuje, zawsze tam chętnie przyjadę. Nie rozmawiałem z nikim ze Stelmetu, ani z trenerem Uvalinem, ani z prezesem Czarkowskim. Nie było żadnego kontaktu. To różni agenci przedstawiali mi propozycje.
A wyobrażałeś sobie współpracę z trenerem Uvalinem, o którym w Polsce chodzą już legendy?
- Słyszałem, że chodzą legendy. Na pewno nie byłoby łatwo, bo to dobry, ale i wymagający szkoleniowiec. Każdy z nas ma swój charakter i może na pewnych płaszczyznach nasze poglądy mogłoby się nie zgadzać. Może kiedyś będę miał okazję spróbować to sam się przekonam. Rozmawiałem z kolegami ze Stelmetu i uważają, że nie jest tak źle.
Co w takim razie ciebie skłoniło, że zostałeś w Treflu Sopot? Sentymenty?
- Nie ukrywam, że Trefl Sopot nie jest dla mnie tylko pracodawcą, ale to kawał historii , przeszłości i koszykarskiej młodości. Mam wielki sentyment do klubu, jego pracowników, kolegów z drużyny, kibiców i władz miasta. Doceniam ich wkład pracy i zaangażowanie w budowę sopockiej koszykówki. Gram w Sopocie wiele lat, sam namawiałem kilku zawodników, żeby przeszli w sezonie 2012/13 do klubu Trefl. Jesteśmy jednym z liderów w rozgrywkach Tauron Basket Ligi i moje odejście w takim momencie byłoby nieeleganckim zachowaniem. Szczególnie po odejściu trenera Tabaka. Ja gram tutaj wiele lat i wiem, że cokolwiek się wydarzy to my dostaniemy wszystkie pieniądze.
Jedna z tez mówi, że chciałeś odejść, bo nie wiesz jak będzie wyglądać przyszłość Trefla Sopot. Wyobrażasz sobie w ogóle ten mariaż z Asseco Prokomem Gdynia?
Po rozmowie z władzami klubu wiem jak będzie wyglądała przyszłość do końca tego sezonu Trefla Sopot i jeżeli władze dotrzymają słowa to wiem jak będzie wyglądała dalsza przyszłość Trefla. Siła Trefla będzie uzależniona od realnego budżetu jaki uda zgromadzić się dla klubu. Ewentualny mariaż dwóch klubów miałby sens tylko jeżeli powstałby jeden silny europejski klub. Przecież kilka lat temu taki klub istniał, dopingowali nas kibice z całego Trójmiasta i Pomorza, a hala Olivia na meczach Euroligi wypełniona była do ostatniego miejsca. Przez odejście tej drużyny do Gdyni i zbudowanie nowej drużyny Trefla w Sopocie nastąpił podział środków finansowych i dlatego mamy taką a nie inną sytuację trójmiejskich klubów.
Mówisz, że trójmiejskie drużyny nie mają już takich pieniędzy , ale te pieniądze są za to w Zielonej Górze. Nie uważasz, że oni idą trochę drogą właśnie Prokomu Trefla z przeszłości?
- Ciężko będzie na pewno dorównać Prokomowi z przeszłości kiedy to jeden sponsor wspierał trójmiejską koszykówkę. Należy popatrzeć jednak na aktualną sytuację ekonomiczną w Polsce i na świecie i połączenie kilku sponsorów w obecnym czasie miałoby na pewno sens. Nie zapominajmy, że grały u nas tak wielkie nazwiska jak Best, Gurović, van den Spiegel, Jagodnik, Dalmau czy Slanina. Stelmet faktycznie idzie w tym kierunku, ale najważniejsze dla Stelmetu jest to, żeby utrzymać tę płynność finansową jak najdłużej. Oby sponsorzy, którzy finansują ten klub, nadal tak kochali koszykówkę jak teraz. Będę trzymał kciuki za to, żeby im się to udało. Kolejna silna drużyna w lidze byłaby z pewnością dobra dla rozwoju polskiej ligi.
Była oferta z Asseco Prokom Gdynia?
- Nie, nie było. Muszę powiedzieć, że dużo rzeczy ukazuje się w internecie, niektóre są bardziej prawdziwe, a niektóre mniej.
Uważasz, że zachowałeś się elegancko w stosunku do klubu Trefla Sopot, a Przemek Zamojski zachował się wręcz przeciwnie?
- Nie mi to oceniać. To były dwie różne sytuacje. Tak jak wspomniałem ja jestem związany z klubem Trefl od samego początku, a dla Przemka Zamojskiego to Asseco było tym bliższym klubem. Wydaję mi się, że sam Przemek nie wpadłby na taki pomysł. Teraz cała sytuacja z jego osobą wskazuje na to, że był to trochę nieprzemyślany ruch i boję się, że Przemek może stracić kolejny sezon, bo wiele na to wskazuje. Życzę mu, żeby zaczął grać jak najszybciej. Stracił dwa lata przez kontuzje, z nami też zagrał tylko cztery miesiące, a nagle też nie gra. Liczę na to, że obie strony się w końcu dogadają i Przemek będzie mógł występować na parkietach TBL.