W dwóch pierwszych meczach sezonu Dejan Borovnjak rzucił 50 punktów i przestrzelił tylko dwa rzuty. Był skuteczny i w dużej mierze to dzięki jego imponującej serii punktowej w meczu z Asseco Prokomem Gdynia Stelmet Zielona Góra wypracował sobie olbrzymią przewagę (sięgającą 18 oczek), którą utrzymał do samego końca. Borovnjak był maksymalnie efektywny, ba, był po prostu perfekcyjny w tym co robi.
Podanie - rzut - kosz. Zasłona - podanie - wsad. Szybki zwód - wymuszony faul - celne rzuty wolne. Serb nie jest mistrzem wszechstronności - większość punktów zdobywa z odległości nie większej niż 3-4 metry od kosza. Jednocześnie jednak jest koszykarzem, który zdaje sobie sprawę ze swoich mocnych cech i wie jak wykorzystać technikę, szybkość i całkiem niezłą koordynację ruchową swojego 207-mio centymetrowego ciała.
Tim Duncan Tauron Basket Ligi? Gra Borovnjaka do bólu przypomina występy koszykarza San Antonio Spurs, choć oczywiście odpowiednie proporcje trzeba w dalszym ciągu zachować. Jest jednak w postawie 26-latka coś, co nakazuje patrzeć na niego przez pryzmat weterana NBA. Taka sama solidność, która nie pozwala zwątpić, że Duncan nigdy nie zejdzie poniżej pewnego poziomu, taka sama solidność dotyczy również gracza Stelmetu.
Ale czyż solidność, nie mylić jej z przeciętnością, nie jest właśnie tą cechą, na której zależy wszystkim trenerom młodzieży na Bałkanach i cechą, którą może pochwalić się większość zawodników wywodzących się z Serbii, Chorwacji czy Słowenii? Z pewnością, ale żaden z bałkańskich koszykarzy, który pojawił się w Polsce w ostatnich latach w połowie sezonie nie miał aż tak mocnego przywitania z ligą. Hm… Żaden z koszykarzy w ogóle… Przynajmniej ja nie pamiętam.
Oczywiście, trzeba pamiętać, że w owym "wejściu smoka" Borovnjakowi wydatnie pomógł trener Mihailo Uvalin. Mało który trener zdecydowałby się dać aż 36 minut gry w debiutanckim spotkaniu nowemu koszykarzowi, który podpisał kontrakt z zespołem zaledwie kilka dni wcześniej. To może świadczyć o jednej rzeczy - szkoleniowiec doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że do jego drużyny dołączyła postać, która wymiernie wpłynie na całą ekipę nawet pomimo braku treningów i znajomości z poszczególnymi graczami.
Jedno jest pewne - dzięki Borovnjakowi ligowy koloryt zyskał jeszcze jeden wyrazisty odcień i tylko trzeba się cieszyć, że na naszych parkietach biega zawodnik, który, gdyby nie straszna choroba w przeszłości, prawdopodobnie dzisiaj grałby gdzieś we Włoszech, Turcji czy Rosji.
Czy jednak 26-latek może stać się gwiazdą ligi o podobnym statusie co Walter Hodge i Quinton Hosley? W moim odczuciu raczej nie - jego transferowi nie towarzyszył szum medialny, a jego obecna dyspozycja to zaskoczenie nawet... dla koszykarzy Stelmetu. Poza tym, nie ma co się oszukiwać – wszystko wskazuje na to, że koszykarz jest obecnie w najwyższej fazie swojej formy i trudno wyobrazić sobie go grającego jeszcze lepiej.
Porządek w naturze musi być a sytuacja, w której zawodnik, jeszcze kilka tygodni temu znany tylko wąskiemu gronu entuzjastów europejskiej koszykówki, nagle odbiera pierwszy plan na zielonogórskim horyzoncie Hodge’owi czy Hosley’owi to doprawdy anomalia. Choć bardzo miła i jakże odmienna od tych wszystkich transferów, których bohaterami są zawodnicy doskonale znani w Polsce.
Michał Fałkowski: Dejan Borovnjak powiększa konstelację gwiazd w Zielonej Górze?
Zielona Góra przeżywa(ła) fenomen Waltera Hodge’a, przez wiele tygodni żyła transferem Quintona Hosley’a - czy możliwe by teraz zapanowała tam nowa moda i fascynacja? Fascynacja Dejanem Borovnjakiem?
Źródło artykułu: