Wojciech Kamiński: Siarka wierzyła do końca w zwycięstwo

Jezioro Tarnobrzeg po dramatycznym i emocjonującym meczu pokonało Rosę Radom. Do wyłonienia zwycięzcy, podobnie jak w Radomiu, potrzebna była dogrywka.

Rosa Radom nie wykorzystała ośmiopunktowej przewagi w ostatnich fragmentach meczu i zamiast cieszyć się z wygranej musiała wracać do domu ze spuszczonymi głowami. - Siarka zagrała dobrze i wierzyła do końca w zwycięstwo. Mieliśmy dwa takie momenty w tym spotkaniu, kiedy prowadziliśmy i zbyt łatwo roztrwoniliśmy tę przewagę. Popełniliśmy kilka niepotrzebnych błędów, kilka niecelnych rzutów w końcówce. Zadrżała ręka moim graczom i gospodarze doprowadzili do dogrywki. Ten mecz, oprócz pierwszej kwarty, wyglądał tak, jak tego chcieliśmy. Wykorzystywaliśmy swoje przewagi, graliśmy dobre fragmenty, ale po raz kolejny pojawiły się błędy w końcówce. Jeśli myślimy o wygrywaniu to nie możemy ich popełniać - powiedział szkoleniowiec Rosy, Wojciech Kamiński.

Trudno sobie wyobrazić co mogło siedzieć w głowach zawodników z Radomia w ostatnich fragmentach zawodów, że zaprzepaścili tak olbrzymią szansę na odniesienie czwartego w sezonie zwycięstwa. - Myśmy przegrali a Siarka wygrała. To oni trafili najważniejsze rzuty w meczu, a my ich nie trafiliśmy. Przestaliśmy szukać w ataku dograń do Dorsey'a, który był często faulowany. Rzucaliśmy z dystansu, aczkolwiek były to pozycje otwarte i trzeba było je oddawać. Natomiast nie trafialiśmy ich. Taka jest koszykówka, że jeśli nie trafia się takich rzutów, to się przegrywa mecz - dodał Kamiński.

Do przerwy Jeziorowcy zebrali kilka piłek pod koszem Rosy i większość z nich udało się po chwili skierować do kosza, nieraz nawet otrzymując dodatkowy rzut wolny. Po przerwie problem ten zanikł, ale zapewne odcisnął się na wyniku. - To był na pewno duży błąd. W przerwie zwróciłem uwagę moim zawodnikom. Po przerwie to poprawiliśmy. Druga połowa wyglądała tak, że do 39. minuty to my kontrolowaliśmy wydarzenia na boisku. Oczywiście, że były załamania i słabsza gra. To był ciężki mecz. Wydawało się, że to zwycięstwo powinniśmy dowieźć do końca. Zabrakło jednak spokoju, rutyny, opanowania czy dla niektórych ogrania na parkietach ekstraklasy. popełniliśmy też głupie błędy np. przy zastawianiu po rzucie osobistym. Piłka wpada do kosza a dodatkowo gospodarze dostają dwa kolejne rzuty wolne. Zbieg dużej ilości elementów spowodował, że Siarka dostała szansę na to, żeby nas dognić i ją wykorzystała - kontynuuje.

Być może koszykarze beniaminka w momencie prowadzenia ośmioma oczkami czuli się zwycięzcami i przez dekoncentrację zaprzepaścili szanse na wygraną. Zdaniem szkoleniowca Rosy taka rzecz nie miała miejsca. - Nie sądzę, że poczuli się zwycięzcami. Oni wiedzieli, że ten mecz się jeszcze nie skończył. Zabrakło takiego kilera, który wziąłby piłkę i trafił do kosza. Wiele aspektów złożyło się, że nie wygraliśmy tej potyczki - zakończył Wojciech Kamiński.

Źródło artykułu: