Krakowianki mające jeszcze świeżo w pamięci fatalny występ przeciwko bydgoskiemu Artego rozpoczęły spotkanie dość poprawnie. Szybko zdobyły kilkanaście punktów, które pozwoliły im z komfortem myśleć o dalszej części rywalizacji. Bardzo dobrze spisywała się Cristina Ouvina. Hiszpanka nadawała tempo akcjom zespołu, a ponadto sama też umieszczała piłkę w koszu.
Przyjezdne natomiast miały problem z obroną. Zbyt wolno organizowały szeregi tylnej formacji, wobec czego były łatwo zaskakiwane. W ataku również nie zachwycały. Niby próbowały wykorzystywać swoje liderki, które parokrotnie udowodniły już ponadprzeciętne umiejętności, tyle że większość rzutów okazywała się niecelna. Sytuacja ta uległa zmianie w końcówce kwarty, jednak wówczas gospodynie odznaczały się pokaźniejszym dorobkiem, więc o jakimkolwiek zagrożeniu im nawet nikt nie myślał.
Co istotne, po serii słabszych gier na wysokości zadania stanęła Tina Charles. MVP sezonu letniego WNBA dotknęła ostatnio krytyka, lecz ku uciesze sztabu szkoleniowego oraz osób wokół klubu 24-letnia gwiazda chyba wyciągnęła konkretne wnioski. Między innymi dzięki niej wynik na starcie kolejnej odsłony brzmiał 26:11. Uczciwie należy powiedzieć, iż mocno wspierała ją Anke De Mondt, która nie marnowała okazji i strzelała z dystansu.
Drużyna Centrum Wzgórze widząc taki bieg wydarzeń postanowiła zyskać cokolwiek identyczną drogą. Poszczególne koszykarki szukały dogodnych pozycji za linią 6, 75 m., niemniej nie znalazło to odzwierciedlenia w efektywności. Gdy pięć minut przed finiszem połowy dystans dzielący obie strony wyniósł blisko dwadzieścia "oczek" stało się jasne, że mistrz nie odda pełnej puli.
Nareszcie podszedł on do konfrontacji ligowej z należytym skupieniem, więc też optymalnie pożytkował posiadany potencjał. Oczywiście wciąż przytrafiały się błędy oraz przestoje, ale wobec pozytywnego całokształtu nie miały wielce negatywnego wydźwięku. Większość potknięć tuszowała bowiem obrona. Humory miejscowym zepsuła tylko kontuzja stawu skokowego Justyny Żurowskiej, która podzieliła los Alany Beard.
Na przełomie drugiej i trzeciej "ćwiartki" Biała Gwiazda wytraciła szybkość. Sprawiała wrażenie chyba zbyt pewnej siebie, co przyjezdne doskonale wyczuły. We znaki dała się Antonia Bennett. Absolutnie najbardziej wyróżniająca się postać nadmorskiego teamu w przekroju całego sezonu punktowała jeżeli zostawiano jej choć metr swobody pokazując, iż podopieczne Wadima Czeczuro nie składają broni. Podobnie sprawa wyglądała w przypadku podkoszowej, Leah Kassing. Obie dziewczyny ciężko pracowały w każdym fragmencie boiska, a trud został wynagrodzony. W pewnej chwili na tablicy świetlnej widniał rezultat 48:41, więc przy pomocy szczęścia dawny mistrz mógł pokusić się o nawiązanie wyrównanej walki.
Jednakże nad bezpieczeństwem czuwała Charles. W trudniejszych chwilach przejmowała ciężar odpowiedzialności i bez wahania wykańczała zagrywki kolektywu. Podobnie w decydującej batalii czyniła DeMondt. Złoty medalista FGE zyskał w ten sposób pożądany efekt, rekompensując częściowo fanom wpadkę z minionej środy. Rywalki dla porównania powinny wyciągnąć wnioski z batalii i spróbować szczęścia podczas następnych kolejek, kiedy staną naprzeciw mniej wymagających oponentów.
Wisła Can Pack Kraków - Centrum Wzgórze Gdynia 83:59 (26:10, 8:11, 25:25, 24:12)
Wisła Can Pack: Tina Charles 27, Anke DeMondt 15, Cristina Ouvina 12, Katarzyna Krężel 10, Daria Mieloszyńska 7, Justyna Żurowska 4, Dora Horti 4, Joanna Czarnecka 4, Paulina Pawlak 0.
Centrum Wzgórze: Leah Kassing 13, Antonia Bennett 13, Talisa Rhea 13, Lorin Dixon 7, Małgorzata Misiuk 5, Natalia Małaszewska 4, Magdalena Ziętara 4, Kinga Bandyk 0,