Chcemy być w finale Tauron Basket Ligi - wypowiedzi po spotkaniu AZS Koszalin - Trefl Sopot

Koszykarze Trefla Sopot po raz drugi z rzędu zdobyli Puchar Polski, pokonując w finale AZS Koszalin. Po spotkaniu uczestnicy tego widowiska chwalili determinację jaką wykazały obydwa zespoły.

Michał Żurawski
Michał Żurawski

Zoran Sretenovic (trener AZS): Gratuluję Treflowi zdobycia pucharu Polski. Dojście do tego etapu i porażka w nim bardzo nas boli. Jednak nasi rywale rozegrali dzisiaj bardzo dobre zawody i potrafili wykorzystać wszystkie mankamenty w naszych poczynaniach. Mimo porażki jestem zadowolony ze swojego zespołu, gdyż mimo ciężkiej sytuacji nie poddawaliśmy się i walczyliśmy o zwycięstwo do samego końca. To drugi mecz z rzędu, w którym walczymy łeb w łeb z wyżej notowaną drużyną, a to dobry prognostyk przed kolejnymi spotkaniami w tym sezonie.

Paweł Leończyk (zawodnik AZS): Także chciałbym pogratulować drużynie Trefla, która rozegrała tutaj naprawdę dwa bardzo dobre spotkania. Ten mecz to był taki typowy finał, czyli o jego rezultacie decydowały niuanse, było sporo walki, a jego losy ważyły się do samego końca. Kluczowym momentem spotkania było przewinienie techniczne Seka Henry'ego, który spowodowało, że straciliśmy cztery punkty z linii rzutów wolnych, a chwilę później kolejne dwa punkty z gry. Przez tę sytuację Trefl odskoczył nam na trochę oczek i później starał się kontrolować boiskowe wydarzenia. My goniliśmy, jednak sopocianie do samego końca skutecznie odpierali nasze ataki. Szkoda tej finałowej porażki, tym bardziej, że graliśmy we własnej hali. Jednak, patrząc na to wszystko, co działo się z naszym zespołem ostatnio, można z całą pewnością stwierdzić, że zrobiliśmy krok do przodu. Mam nadzieję, że te dwa mecze pucharowe przełożą się na naszą dobrą dyspozycję w lidze.

Mariusz Niedbalski (trener Trefla): Od początku naszej tegorocznej przygody z pucharem Polski widać było, że drużyna jest bardzo zmobilizowana, aby powtórzyć zeszłoroczny sukces. Nasza droga do finału i wreszcie zdobycia trofeum nie była jednak łatwa. Mecz wyjazdowy we Włocławku, pojedynek z Turowem Zgorzelec, a na koniec gra z gospodarzami w finale to naprawdę kalendarz ciężkich meczów. Jestem niesamowicie zadowolony z rezultatów, jakie osiągnęliśmy. Gratulacje dla zespołu z Koszalina za stworzenie razem z nami bardzo dobrego widowiska. Był to typowy mecz walki, jak przystało na finał. AZS grał bez dwóch podkoszowych zawodników, przez co prezentowali specyficzną koszykówkę z Wołoszynem i Mielczarkiem na pozycji numer 4. Chcieliśmy bardzo wykorzystać naszą przewagę na tej pozycji, gdyż mamy tam Filipa Dylewicza, ale wcale nie było to takie proste. Strefa podkoszowa była maksymalnie zagęszczona i to było bardzo trudne zadanie dla Filipa, aby wykańczać akcje. Oczywiście wszystko to odbywało się kosztem defensywy na obwodzie, gdzie było sporo otwartych rzutów. Jednak jak to w sporcie - raz wpada, a raz nie wpada. Dzisiaj na nasze szczęście koszalinianom nie wpadało. Ponownie fatalnie spisaliśmy się na linii rzutów wolnych. Nie mam pojęcia, co dzieję się z tym elementem, ponieważ bardzo dużo go trenujemy. Gdybyśmy lepiej wykorzystywali wolne, myślę, że niepotrzebna byłaby ta nerwówka w końcówce i moglibyśmy być spokojniejsi. Dziękuje AZS-owi za perfekcyjną organizację turnieju.

Adam Waczyński (zawodnik Trefla): Trener po wczorajszym meczu na pewno całą noc myślał, co robić z tymi rzutami wolnymi. Na dzisiejszym treningu sporo uwagi poświeciliśmy temu elementowi i mi także ciężko jest stwierdzić z czego wynikała ta bardzo słaba skuteczność. To niezła zagadka dla nas. Co do samego meczu, to nie rozpoczęliśmy go po naszej myśli. AZS wyszedł bardzo agresywnie, nam natomiast trochę tej agresji brakowało. Obydwa zespoły grały na niskiej skuteczności, skąd bardzo niski wynik do połowy. Możemy być na pewno zadowoleni z naszej gry na atakowanej tablicy, która pozwalała nam na częste ponawianie akcji. Na początku drugiej połowy odskoczyliśmy i staraliśmy się utrzymywać wypracowaną przewagę. Jednak w końcówce AZS trafił dwa razy z dystansu i w nasze poczynania wdarły się niepotrzebnie nerwy. Kiedy chybiliśmy cztery z rzędu rzuty osobiste to poddenerwowanie spotęgowało się jeszcze bardziej. Dzisiejsze zwycięstwo na pewno nie spowoduje, że spoczniemy na laurach. Chcemy być w finale Tauron Basket Ligi i zrobimy wszystko, by tego dokonać. Będziemy dalej ciężko trenować, tak jak dotychczas, bo widać, że ta nasza praca przynosi zamierzony efekt.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×