Michał Fałkowski: Nie ma tolerancji dla głupoty

Anwil Włocławek został ukarany za to, że kibice rekomendowani na spotkanie z Treflem Sopot rzucili z trybun petardy. Obecnie stara się wyegzekwować środki od winowajców całego zamieszania.

Tym razem na szybko, bo Mecz Gwiazd tuż, tuż i za chwilę trzeba będzie się spieszyć do Wrocławia, gdzie tematów do opisania i opowiedzenia będzie na pewno sporo.

A więc sprawa dwóch petard rzuconych w Ergo Arenie przed meczem z Treflem Sopot.

Przyznam szczerze, że z grupą-klubem kibicem H1 kojarzą mi się odczucia mieszane. Nie mogę ich w żaden sposób skategoryzować, nie mogę ich uporządkować pod wspólnym mianownikiem i myślę zresztą, że to nie tędy droga. Pewne kwestie zawsze są i będą wielopłaszczyznowe, chociaż byśmy mieli puentować je prostym i nieznoszącym sprzeciwu "zrobili źle" czy "zrobili dobrze".

Dlatego z jednej strony mam do H1 wiele sympatii. Nie do końca podoba mi się to, że doping prowadzony w Hali Mistrzów jest poniekąd przejęty ze stadionów futbolowych, ale trzeba przyznać, że samo zaangażowanie ich w pomoc drużynie można wskazywać jako przykład. Gardeł nie szczędzą, pieniędzy, i to niemałych, na oprawy (są kapitalne!) również i ogólnie w tym kontekście nie można powiedzieć na nich złego słowa. Nawet wspomniany aspekt prowadzenia dopingu raczej po piłkarsku, aniżeli po koszykarsku, nie stanowi jakiegoś większego problemu.

Moim zdaniem nie stanowią problemu również okrzyki-wulgaryzmy, których się czasami dopuszczają. Nie ma co się oszukiwać - pojawią się one na wszystkich halach pod każdą szerokością geograficzną. Co więcej - sam często słyszę, siedząc w sferze dla dziennikarzy na poziomie parkietu, że bluzgi równie często padają z ust ludzi w pierwszych rzędach trybun. Najlepszy przykład to mecz sprzed kilku tygodni przeciwko Kotwicy Kołobrzeg - jak mało myślącym człowiekiem trzeba być, by, w sytuacji gdy piłkę w rękach miał Jarosław Zyskowski junior, krzyczeć niesłyszane we Włocławku od nastu lat "Zyskowski kon***", powszechne w latach 90-tych i zarezerwowane dla Jarosława Zyskowskiego seniora. Niby taki żart fajny? Po pierwsze - bądź krzykaczu mężczyzną, zejdź na parkiet i powiedz mu to prosto w twarz, a po drugie - ciesz się, że klub nie zdecydował się wyegzekwować na ciebie kary, którą otrzymał za to od władz ligi.

I w tym miejscu wracamy do H1 i tego, że ich akurat spotka kwestia egzekucji środków. 7,5 tysiąca złotych to dużo i mało, ale jeśli weźmiemy pod uwagę obecne realia klubowe - jest to niewiele mniej niż miesięczna pensja jednego z rezerwowych zawodników, o którym przeciętny kibic myśli, że ma nie wiadomo ile.

Dlatego uważam, że prezes Arkadiusz Lewandowski dokonał słusznej decyzji. Pewne osoby uznały, że to będzie świetna zabawa, gdy rzucą petardy z trybun, lecz zapomniały o jednym drobnym fakcie - nieznajomość prawa nie zwalnia z jego przestrzegania. I to zarówno nieznajomość prawa na gruncie regulaminów ligi, a także na gruncie wewnętrznych ustaleń między klubem, klubem kibica, ligą a Treflem Sopot, czyli nieznajomość faktu, że Anwil rekomendował ową grupę na spotkanie wyjazdowe. I nawet jeśli rzucający petardy nie byli członkami tej grupy, a jedynie dołączyli do niej przed meczem, kupując wcześniej bilety w kasie (słyszałem taką opinię od jednego z H1-kowców), to teraz cały klub kibica musi ponieść konsekwencje.

I właśnie dlatego H1 są tak trudni do określenia. Z jednej strony wiem, że mocno identyfikują się ze sobą, mają własne spojrzenie na klub, a także na różne kwestie życia społecznego (i za to należy się im szacunek, bo każdy ma prawo do swoich przekonań), ale z drugiej psują to, co wcześniej wypracowali sobie na Hali Mistrzów, właśnie takimi zachowaniami, jak to w Sopocie.

A w tym wszystkim nie przewidują jednej kwestii. Że oni również świadczą (negatywnie lub pozytywnie) o wizerunku klubu. To nie jest tak, że H1 to oddzielna wyspa, która może kursować w dowolnym, wybranym przez siebie kierunku. To wyspa-córka głównego organu, jakim jest klub. I to co robią, zaliczane jest jednocześnie w poczet dokonań lub porażek Anwilu Włocławek. A także obserwowane przez kibiców czy sponsorów. A gdy któremuś z nich przyjdzie do głowy by zastanowić się na sensem inwestowania w koszykówkę, bo nie będzie chciał mieć nic wspólnego przejawami jakiegokolwiek negatywnego zachowania, które również idą na jego konto? Związek przyczynowo-skutkowy to nie brednie wymyślone przez naukowców. To realny mechanizm funkcjonujący w świecie. Także w świecie koszykówki.

***

Decyzja prezesa Lewandowskiego była jedną z dwóch słusznych podjętych w ostatnim czasie przez sterników klubów TBL. Drugim okazał się być Rafał Czarkowski, prezes Stelmetu Zielona Góra, który stanowczą decyzją wybił wszystkie bzdury z głów Waltera Hodge'a i Quintona Hosley'a i pokazał, kto tak naprawdę może podejmować strategiczne decyzje. Brawo!

Źródło artykułu: