Michał Żurawski: Twoja trójka w czwartej kwarcie dobiła Czarnych. Dzięki niej odskoczyliście na 11 oczek i nie dowieźliście zwycięstwo do końca.
Mantas Cesnauskis : To był bardzo ważny rzut dla nas, dlatego tym bardziej się cieszę, że go trafiłem. Czarni w czwartej kwarcie niebezpiecznie nas doszli i straciliśmy kontrolę tego spotkania na kilka minut. Było nam tym bardziej ciężko, że ten ogłuszający doping, który tutaj panował, strasznie im pomagał i mobilizował do wylewania z siebie ostatnich potów. Jednak ostatecznie sobie z tym poradziliśmy i wygraliśmy mecz.
Teraz to już właściwie w tej części rozgrywek każdy mecz będzie tak wyglądał - będzie bardzo ciężko, bo przecież te spotkania decydują o rozstawieniu przed play-offami.
- Zgadza się, ale nie dopuszczalna w tych spotkaniach będzie gra, jaką zaprezentowaliśmy w niedawnym spotkaniu z Anwilem. Byliśmy beznadziejni, nie radziliśmy sobie z niczym, ani w ataku ani obronie. W meczu z Czarnymi bardzo chcieliśmy się zrehabilitować i cieszę się, że to nam się udało. W kolejnych pojedynkach musimy grać z taką samą energią i pewnością, jaką pokazaliśmy dzisiaj.
Kiedy Czarni doszli was na po 76, jakie myśli krążył po twojej głowie?
- Starałem się wierzyć w siebie, nie myśląc o tym, czy nasza gra w kolejnych minutach się posypie czy też nie. Bardzo ważnym momentem spotkania był dwa celne rzuty Waltera Hodge'a, który dały nam takiego kopniaka i poniosły nas do przodu. Potem na nasze szczęście jakoś to już poszło.
Ostatnio dostajecie srogie lanie od Anwilu, a w niedzielę widzimy zupełnie inny zespół. Można w ogóle jakoś wytłumaczyć taką metamorfozę?
- Sami sobie zadajemy to pytanie i niestety nie znamy na nie odpowiedzi (śmiech). Wychodzimy na każdy mecz z takim samym nastawieniem, a to spotkanie z Anwilem to było jedno z najgorszych, o ile nie najgorsze jakie rozegrałem w swojej karierze. Do Słupska przyjechaliśmy bardzo naładowani, bo nie mogło być inaczej. Tutaj naprawdę ciężko się wygrywa i żeby wygrać na tak gorącym terenie musisz dać z siebie wszystko.
Dla ciebie to już drugi w ostatnim czasie powrót na Gryfię. Pierwszy wiadomo specjalny, bo grałeś po raz pierwszy przeciwko Czarnym tutaj. A jak było teraz za drugim razem? Wciąż towarzyszyły ci jakieś dodatkowe emocje?
- Oczywiście, że każdy przyjazd tutaj jest dla mnie specjalny i wywiera we mnie jednakowe, ale jednocześnie bardzo silne emocje. Grałem tutaj przez 6 lat i zostawiłem przez ten czas na parkiecie wiele serca i zdrowia. Tutejsi kibice zawsze witają mnie bardzo gorąco, za co chciałbym im podziękować.
W zespole z Zielonej Góry zrobił się taki mały obóz byłych zawodników Czarnych. Łukasz Seweryn, Marcin Sroka, Zbigniew Białek no i ty.
- Często śmiejemy się między sobą na treningach, że kto grał w Czarnych później przechodzi do Stelmetu (śmiech). Dla każdego z nas Słupsk zawsze będzie ważny, bo niektórzy mają tutaj żony i całe rodziny.
W jednym z wywiadów twój bliski przyjaciel Marcin Dutkiewicz wspominał sezon 2008/2009, w którym razem występowaliście w Enerdze Czarnych. Stwierdził tam, że jest trzech zawodników z tamtego składu, z którymi chciałby zagrać ponownie - ty, Marcin Sroka oraz Paweł Leończyk.
- No tak, Marcin to mój bardzo bliski przyjaciel i nie ukrywam, że bardzo chciałbym z nim ponownie razem zagrać. Mam nadzieję, że tak się stanie. Kto wie, może w Słupsku? (śmiech).
Ostatnio w mediach jak zwykle bardzo głośno jest o waszym zespole. Przymierzani do waszego zespołu są Łukasz Koszarek i Przemysław Zamojski. Czy uważasz, że tacy gracze przydaliby wam się i znalazło by się dla nich miejsce w rotacji?
- Łukasz i Przemek to jedni z najlepszych polskich zawodników, dlatego pewnie, że tacy gracze byliby dla nas wzmocnieniem i to nie małym. My jednak nie zajmujemy się spekulacjami mediów. Staramy skupić się na kolejnych spotkaniach. Również zauważyłem, że o naszej drużynie dużo się pisze, mówi, komentuje, ale my jako zawodnicy staramy się od tego kompletnie odcinać i skupiać wyłącznie na swojej pracy.
Okres gry w szóstkach to regularna gra dwa razy w tygodniu. Wam chyba problemy kondycyjne nie grożą, jako, że jesteście do takiej intensywności spotkań przyzwyczajeni, poprzez występy w EuroCupie?
- Mieliśmy ułożony odpowiedni plan przygotowań, który pomógł nam doskonale przygotować się do gry dwa razy w tygodniu. Trener Uvalin wiedział, że będziemy zmuszeni grać tak niemal przez cały czas, dlatego zwrócił na to dużo uwagi, dzięki czemu nie mamy z tym teraz najmniejszego problemu.
Teraz przed wami spotkanie z Treflem we własnej hali. Po ostatnim łomocie od Anwilu nie macie obawy wracać na własny obiekt?
- Dzisiaj przełamaliśmy się w Słupsku, ale teraz najwyższy czas, aby odczarować naszą własną halę w Zielonej Górze. Mam nadzieję, że spotkaniu z Treflem pokażemy taki sam pazur jak dziś i nie pozostawimy złudzeń, komu należy się zwycięstwo.