Jak zwykle gromkie brawa przywitały Andreja Urlepa w Hali Mistrzów, wszak fani nadal pamiętają, że to właśnie Słoweniec doprowadził Anwil Włocławek do jedynego mistrzostwa Polski dekadę temu. Sympatia zakończyła się jednak wraz z pierwszym podrzutem piłki. Zaczęła się rywalizacja, która trwała przez 45 minut, bowiem pojedynek między Anwilem a Energą Czarnymi Słupsk kończył się dopiero po dogrywce.
- To był niesamowity mecz walki. Obie drużyny miały dzisiaj problemy z atakiem, bo położyły większy nacisk na grę w obronie. Walczyliśmy z Anwilem jak równy z równym, a przegraliśmy dlatego, że nie trafiliśmy wielu rzutów, które normalnie wpadają do kosza - komentował po meczu trener Urlep.
Zanim doszło jednak do dodatkowych pięciu minut, gospodarze prowadzili już 59:55 na 60 sekund przed końcem, ale Ruben Boykin najpierw przestrzelił dwa rzuty wolne, a następnie nie trafił z dystansu. Tylko punkt dorzucony z linii osobistych przez Krzysztofa Szubargę sprawił więc , że włocławianie uratowali remis, gdyż w końcówce goście zdobyli pięć punktów z rzędu - trójkę trafił Oded Brandwein, a wejściem na kosz popisał się Todd Abernethy. Goście trafili również ostatni rzut tuż przed dogrywką, ale sędziowie słusznie zdecydowali, że stało się to już po syrenie kończącej mecz.
- Chcieliśmy rozegrać ostatnią akcję regulaminowego czasu troszeczkę inaczej. Stało się jednak tak, że do piłki wyszedł Valdas Dabkus, który mógł skończyć akcję sam, ale zdecydował się podać i niestety na oddanie celnego rzutu zabrakło czasu. A w dogrywce Anwil już nie popełniał błędów - tłumaczy słoweński szkoleniowiec.
W meczu, który rozstrzyga dogrywka o zwycięstwie jednej drużyny decydują detale - trafiony rzut wolny, jedna strata mniej czy jedna zebrana piłka więcej. W tych wszystkich elementach wygrali włocławianie, którzy popełnili mniej błędów (13:18), byli lepsi na tablicach (47:44), a w dogrywce rzucili 10 z 12 osobistych.
- Obrona Anwilu była mocna, ale nie była dla nas zaskoczeniem. Włocławianie grali zoną-press, ale w ten sposób popełniliśmy tylko jedną stratę ze względu na złe podanie. W innych przypadkach popełnialiśmy inne straty, więc można powiedzieć, że to były raczej nasze błędy. Na pewno pewną dezorganizację w naszych poczynaniach spowodował brak Levi Knutsona - dodawał Urlep.