Rzut Jakuba Dłoniaka z prawie ośmiu metrów zadecydował o końcowym, zaledwie jednopunktowym triumfie tarnobrzeżan nad radomskim beniaminkiem. - Było bardzo blisko. Mecze z Jeziorem są zawsze dramatyczne. Mieliśmy z nimi już dwie dogrywki. Dla kibiców było to dobre widowisko, szkoda, że nie skończone happy-endem - żałuje Piotr Kardaś.
Rozgrywający Rosy nie uważa jednak, aby końcowe fragmenty miały wpływ na rozstrzygnięcie sobotniego spotkania. - Moim zdaniem decydująca była końcówka drugiej kwarty, gdy przespaliśmy ten fragment, przegraliśmy bodajże 17:2 -przypomina. - To był klucz do tej porażki. Nie możemy tak grać, mieć takich przestojów - zaznacza 34-letni kapitan.
Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, iż zajmowana obecnie przez jego drużynę dziesiąta lokata jeszcze nie jest pewna. Radomianie mają na koncie 28 punktów, tyle samo, co będąca za nimi Kotwica, oraz o jedno "oczko" więcej od Startu Gdynia. Właśnie z kołobrzeżanami zmierzy się beniaminek już w najbliższy piątek.
- Cały czas musimy bronić dziesiątego miejsca, żeby Start nas nie dogonił. Na pewno musimy wygrać zarówno z Kotwicą, jak i z AZS-em, żeby zapewnić sobie tę dziesiątą lokatę - zapowiada Kardaś. Spotkania z Czarodziejami z Wydm oraz koszalinianami zakończą udział Rosy w bieżącym sezonie Tauron Basket Ligi.