Michał Fałkowski: Większość ekspertów typuje Anwil Włocławek jako zwycięzcę ćwierćfinałowego starcia. Jak się na to zapatrujesz?
Mateusz Ponitka: Tak... rzeczywiście tak typuje większość, a jak będzie? Zobaczymy. Na pewno, ani Anwil, ani my nie odpuścimy. Play-off to zupełnie inna gra, niż w sezonie zasadniczym. Myślę, że każda piłka, każdy punkt będą się liczył podwójnie. Na pewno będziemy starali się wykorzystać każdy błąd Anwilu, czy to w ataku, czy w obronie. W składzie jest nas tylko dziesięciu, rotację mamy jeszcze węższą, czyli kwestia ławki jest po ich stronie. Ja z mojej strony mogę jednak powiedzieć, że zawodnicy Asseco Prokomu podejdą na 100 procent skoncentrowani i gotowi by wygrać. Nie mamy nic do stracenia, możemy tylko coś zyskać.
Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.
Skoro nie macie nic do stracenia, to mam rozumieć, że presja jest po stronie włocławskiego klubu?
- Tak, chyba bardziej jest po stronie Anwilu. Mimo, że przystępujemy do rywalizacji z wyższego miejsca, to jednak wszyscy wiedzą w jakiej jesteśmy sytuacji. To sezon z wieloma zawirowaniami, różnymi kwestiami kompletnie niezależnymi od nas, zawodników. Anwil również miał swoje problemy, ale chyba nie takie, jakie my.
Niemniej, w przypadku porażki każdy zapamięta obecny zespół Asseco Prokomu Gdynia jako ten, który po raz pierwszy od dziewięciu lat nie obronił mistrzostwa Polski. To jednak jest spora dawka ciśnienia...
- To takim przypadku mam pytanie: ilu polskich graczy ma ten zespół w porównaniu do poprzednich drużyn?
Polskich zawodników? Oczywiście więcej, ale w czym tkwi sedno?
- Sedno tkwi w tym, że obecna sytuacja to nie jest jednak to samo, co było przez dziewięć poprzednich lat, gdy Asseco Prokom Gdynia, a wcześniej Prokom Trefl Sopot zdobywał mistrzostwo. Oczywiście, my będziemy starali się zrobić wszystko, by to mistrzostwo jednak obronić. Chcemy wygrywać cały czas, ale niestety pewne rzeczy, takie jak trudna sytuacja ekonomiczna na świecie, a co za tym idzie, również w Polsce, nas ograniczyły. Wysoko przegraliśmy np. w fazie szóstek z PGE Turowem i to niestety nie jest to samo, co było kiedyś.
Pytanie czy w przypadku detronizacji, ktokolwiek za kolejne dziesięć lat będzie o tym pamiętał?
- Jeśli tak się stanie, choć cały czas mam nadzieję, że będzie inaczej, to jednak myślę, że ludzie będą pamiętać, że to nie był zespół Asseco Prokomu zdetronizowany w bardzo silnym składzie, tak jak było kiedyś. Czy jeśli tytuł zdobędzie inna drużyna, jakakolwiek by ona nie była, to czy owa detronizacja odbędzie się w takim stylu, z takim smakiem, jakby to było, gdyby doszło do niej rok, dwa czy trzy lata temu, gdy drużyna Asseco Prokomu była bardzo silna? Myślę, że ludzie będą pamiętać ten kontekst, choć z drugiej strony - przecież wszystko jeszcze przed nami. Broni nie składamy.
Zmieniając zatem temat. A czy to nie jest tak, że wasz wąski skład można przekuć w atut? Podczas gdy Anwil będzie stosował mocną rotację, trener Andrzej Adamek będzie miał mniejsze pole manewru, ale przez to wasza gra może być bardziej płynna...
- Na pewno w pierwszym meczu, możliwe że w drugim, ale w trzecim czy czwartym - nie wiadomo. Mimo wszystko to wielki wysiłek grać 30 minut, dawać punkty w ataku, a jednocześnie bronić ruchliwego Weedena czy szybkiego Szubargę. To nie jest łatwe, organizm ma swoje limity i potrzebuje czasu na regenerację, a przecież my ostatnio gramy właściwie non-stop po 25 i więcej minut. Tak czy inaczej, to właśnie ten detal może być kluczowy, bo koszykarsko, rzutowo, czy jeśli chodzi o defensywę, to wszystko jest w porządku. Ale jak będą reagowały nasze ciała? Krzysiek Roszyk ma 35 lat, Robert Witka i Piotrek Szczotka niewiele mniej.
Ty przebyłeś ostatnio chorobę...
- Tak, ale mimo choroby, jestem w innej sytuacji. Jestem młodszy, mój organizm szybciej się regeneruje, choć tak naprawdę sam jestem ciekaw jak będzie wyglądał sobotni mecz z Anwilem. Ciekawy jestem swojej wydolności. Wszystko zależy zatem od tego jak zareagujemy na trudy meczu. Mamy krótszą ławkę, ale jeśli dojdzie do czwartego czy piątego starcia, to może być problem. To oczywiście gdybanie, bo wychodząc na parkiet i tak będziemy chcieli dać z siebie 100 procent, ale na pewno czeka nas spora dawka gry w trudnych warunkach.
W górnej szóstce wygraliście trzy mecze, w tym dwa z Anwilem. To budujące?
- Nie jesteśmy bez szans. To nie jest tak, że skoro pokonaliśmy ich dwa razy w szóstkach, trzy razy w sezonie, to teraz wygramy również czwarty raz, piąty czy szósty. Oczywiście, chcemy walczyć, wygrywać, zrobić niespodziankę i na pewno nie będziemy łatwym rywalem dla Anwilu. Jeżeli wygrają, podam im rękę i pogratuluję, ale równie dobrze może być tak, że to mi będą gratulować.